-Jak mogliśmy tego nie zauważyć? To oczywiste że jest jedną
z Perry! To wyjaśnia jej brzydką twarz.- Chaz zaśmiał się, przed wyrzuceniem
dramatycznie rąk w powietrze.
Przewróciłem oczami, pewny tego że kłamie. To znaczy, mógłby
wymyślić jakąkolwiek inną obrazę. Jezus, nawet to że jest świętoszką. Ale że jest brzydka? To
jedyna obelga, która nie jest prawdziwa.
-W każdym razie, ona najwyraźniej nie może się umawiać na
randki do póki nie skończy osiemnastu lat. Trochę wkurzyłem jej brata, pytając
jak dobra może być w łóżku.- Zaśmiałem się.
-Będzie mieć szczęście jeśli ktokolwiek chciałby ją przed
osiemnastką.- Ryan uśmiechnął się krzywo. Znowu przewróciłem oczami na ich
głupie obrazy.- Dlaczego wciąż przewracasz oczami? Nie lubisz jej, prawda?-
Ryan posłał mi dziwne spojrzenie.
-Boże, Justin! Ona jest niedopuszczalną strefą. Nawet jeżeli
ją przelecisz i rzucisz… To jest jak zasada.- Chaz wrzasnął- Południe i Północ
nigdy, przenigdy nie mogą być przyjaciółmi. Nie mówiąc już o pieprzeniu.- Chaz
posłał mi oburzony wyraz twarzy, utrzymując cichy ton głosu, tak by nauczyciel
nie mógł usłyszeć naszej rozmowy na tyłach.
-Zamknij się, nie miałem zamiaru się z nią przespać.-
Wyśmiałem go- Ona ma piętnaście lat. Nie jestem pedofilem, wy idioci.-
Wywróciłem oczami.
-Trzy lata to nie pedofilia, Justin. Nie słuchałeś niczego
co Pan Bruce mówił na angielskim?- Taylor zapytała mnie- Myślę że wyglądałbyś z
nią słodko. Awww.- Powiedziała, najprawdopodobniej wyobrażając to sobie w
głowie.
-Przestań, ona jest tylko jakimś małym dzieciakiem. To po prostu…
Fuj.- Skrzywiłem swoją twarz.
-Ona nie jest fuj. Jest słodka.- Uśmiechnęła się.
-Więc się z nią umów.- Uśmiechnąłem się- Wszystko jest
lepsze od Chaza.- Zwróciłem swój uśmiech do Chaza, który tylko pokazał mi
środkowy palec i pocałował usta swojej dziewczyny.
-Jesteś zazdrosny, że ja mam dziewczynę, a ty nie.-
Uśmiechnął się.
-Nie chcę dziewczyny. Nie wiem czy słyszałeś, ale ja się nie randkuje. Nikt nie może uwiązać Justina Biebera. Nikt nie zadziera z Bieberem.-
Uśmiechnąłem się.
~
-Ew, wydaję mi się że moje jedzenie jeszcze oddycha.- Taylor
stwierdziła, szturchając widelcem bałagan na talerzu.- Czy oni się starają
zabić nas tym jedzeniem?- Zmarszczyła brwi zdziwiona.
-Nie, oni po prostu Cię nienawidzą Tay.- Ryan zaśmiał się,
sącząc picie, po czym zakrztusił się nim.
-Ha! Karma, suko!- Wyszczerzyła się do Ryana, który
przewrócił oczami.- O mój Boże, Yay!- Wykrzyknęła znikąd. Spojrzałem na nią
jak na niedorozwiniętą, a następnie podążyłem za jej wzrokiem, który prowadził
do Eden, idącą z inną dziewczyną.- Znalazła przyjaciółkę.- Wyszczerzyła się.
-Frajerka zaprzyjaźniła się z innym wyrzutkiem.- Chaz
zaśmiał się, zdobywając spojrzenie od Taylor. Dlaczego ktoś tak miły jak Taylor
jest z kimś takim jak…Chaz? Oh, no cóż. Nie mam zielonego pojęcia. –Ała, dlaczego
musisz mnie krzywdzić? Mam swoje zdanie, tak samo jak ty masz swój kochanie-
Spojrzał z powrotem na nią.
-Twoja opinia jest do bani.- Wystawiła język na niego.
-Taa, no cóż, to Twoja opinia.- Chaz uśmiechnął się z
powrotem do niej.
Wywróciłem oczami na nich i patrzyłem jak Eden zajmuje
miejsce z drugą dziewczyną, której imienia nie znałem.
-Jak ta dziewczyna się nazywa, tak w ogóle?- Zapytałem
ciekawy.
-Nie wiem, one są prawdopodobnie na tym samym roku.- Taylor
przekrzywiła głowę na bok.
-Kogo to obchodzi? Nazwijmy je Wyrzutek Numer Jeden i
Wyrzutek Numer Dwa.- Nolan uśmiechnął się, powodując śmiech Mitch. Ale Mitch
śmieje się ze wszystkiego i z niczego.
-Nazywa się Eden.- Poprawiłem z lekko piorunującym
spojrzeniem. To sprawiło że każdy posłał mi dziwne spojrzenie przy stole. Nawet
Taylor.- Co?- Zapytałem, z powrotem kopiąc w moim jedzeniu mimochodem.
-Czy ty ją właśnie obroniłeś?- Zdziwione spojrzenie Taylor
zamieniło się w szeroki uśmiech.
-Nie-wyśmiałem ją- Jej imię jest po prostu… bardzo głupie.
Znaczy, została nazwana po ogrodzie.- Przewróciłem oczami. Znam moją religię,
luz.- To zabawniejsze nazywać ją Eden.- Wzruszyłem ramionami.
Chaz przewrócił oczami i roześmiał się.
-On ma rację. To głupie imię.- Mitch się zgodził.- Adam, Ewa
i Eden. Jezu, co jest nie tak z ich rodzicami?- Zaśmiał się.
-Jej ojciec jest kapłanem. Jej mama też ma coś wspólnego z
kościołem.- Chaz wzruszył ramionami.- Nieważne, oni są po prostu bandą
jezusowych dziwaków tak czy inaczej.- Zaśmiał się i zaczął jeść.
-Myślę że jest naprawdę miłą dziewczyną. Plus, imię Eden
jest kompletnie i totalnie urocze.- Taylor uśmiechnęła się.
-Czy możemy przestać o niej mówić? Zaraz zwrócę moje
jedzenie.- Ryan narzekał, powodując uśmiech u każdego siedzącego przy stoliku,
oprócz mnie i Taylor. Nie to że to nie było zabawne, bo było. Ja po prostu… nie
śmiałem się z tego. Nie wiem dlaczego.
~
Eden
Zauważyłam że stolik Taylor i Justina wpatrywał się we mnie
jak zajmowałam miejsce przy stoliku na stołówce razem z Maggie. Maggie jest
prawdopodobnie jedyną osobą , której nie przeszkadzało zapomnieć o innych i być
miłą dla mnie.
-Dlaczego się gapisz na stolik popularnych?- Zapytała mnie,
marszcząc brwi.
-Oni wciąż się na mnie gapią. To mi przeszkadza.-
Wymamrotałam.- Nie lubią mnie, ponieważ mój brat i siostra chodzą do
Południowego Stratfordu- Stwierdziłam.
-Wiem, to głupie.- Westchnęła- To nie twoja wina. Ty nawet
nie chodzisz do tej szkoły.- Wzruszyła ramionami.
-Dlaczego oni się nienawidzą? Szkoły, mam na myśli?-
Zapytałam.
-Cóż, to zaczęło się w zeszłym roku. Justin Bieber i twój
brat, zaczęli w rzeczywistości tą wojnę.- Zachichotała.- Justin zdobył kosz i Adam
twierdził że ten szturchnął go łokciem w brzuch, więc nie zdobyli tego punktu
za trafienie i przegrali mecz. Od tamtej pory Justin i Adam nienawidzą siebie
nawzajem. To głupie, tak myślę.- Wzruszyła ramionami.
-Wyjątkowo głupie.- Przytaknęłam głową- Ale szczerze mówiąc
mój brat jest tak jakby… palantem, tak myślę.- Powiedziałam z lekkim uśmiechem,
co spowodowało u niej chichot.
~
-Spóźniłaś się- Stwierdził tata, jak weszła przez drzwi od
domu.
Westchnęłam i położyłam klucz na szafeczce.
-Rozmawiałam ze znajomą tato. To wszystko.- Powiedziałam.
Zmrużył oczy na mnie i wrócił do czytania swojej gazety.
Weszłam po schodach na górę i do mojego pokoju. Wciąż nie rozpakowałam mojego
pokoju. Właśnie wróciłam, po kilku latach ze wspólnego mieszkania z babcią.
Walczyła z rakiem piersi i niestety przegrała. Wróciliśmy, więc tata mógł się
upewnić, że mama nie była zbyt smutna, a ja złożyłam podanie do South Stratford
High, ale nie zostałam przyjęta. Moi rodzice byli naprawdę wścielki, a ja byłam
zmuszona do nauki, aby zaliczyć test, który mogę napisać wciągu miesiąca.
Podeszłam do mojej werandy, otwierając drzwi, odciągając
żaluzję w bok, zostałam przywitana ze wspaniałym widokiem na… drzwi obok. To
cuchnie, że Justin mieszka tuż w drzwiach obok. Ostatniej nocy słyszałam jęki
dziewczyny dochodzące z jego domu. Nie mogę zrozumieć jak ktoś może, przejść
przez liceum, nie przestrzegając reguł i uprawiając seks ze wszystkim co się
rusza. Dość obrzydliwe, jeśli mnie pytasz.
Weszłam do łazienki i włączyłam prysznic. Lubię brać
prysznic przed nauką, ponieważ to sprawia że czuję się zmęczona. Jeśli wezmę
prysznic po nauce, to rozbudzę się i nie będę w stanie zasnąć, co sprawi że
będę zmęczona w szkole następnego dnia. Muszę się skupiać podczas szkoły.
Muszę się dostać do Stratford South High. Nie pasuję tutaj.
Jedyni ludzie, którzy są dla mnie mili to Taylor i Maggie. Reszta szkoły gardzi
mną za bycie Perry. Czy oni naprawdę są tak zaangażowani w rywalizację? Wzięłam
szybki prysznic, a następnie zatonęłam w nauce. Postanowiłam przenieść się
na werandę i popracować tam. Zimny wiatr był przyjemny, zamiast bycia w moim
dusznym i małym pokoju.
-Yo, kujonie- Usłyszałam ochrypły chichot.
Odwróciłam głowę i zobaczyłam Justina opartego o krawędź swojej werandy, na wprost mojej. Nasze werandy były około metr od siebie. To doskonale. Teraz wiem dlaczego Ewa i Adam nie chcieli tego pokoju.
-Nie jestem kujonem, ja po prostu chce być dobra na moich
zajęciach.- Spojrzałam na niego i otworzyłam „Romeo i Julia”, coś co obecnie
przerabiam w dziesiątej klasie angielskiego. Uważam to za bezcelowe, uczenie
się o tym teraz, jeżeli i tak będziemy robić to ponownie w dwunastej klasie.
Myśl mnie dopadła.-Przerabiacie Romeo i Julie na angielskim?- Zapytałam
Justina.
-Oh, Boże. Nie jesteś też na mojej lekcji Angielskiego, nie?- Wyglądał na wyraźnie zirytowanego.
-Nie, jestem tylko na zaawansowanej matematyce.- Stwierdziłam.
-Oh, więc tak.- Odpowiedział mi.- Ty też się o tym uczysz?-
Zapytał, ja po prostu przytaknęłam głową. On musiał już przez to przejść. Może
mogłabym dostać jakieś wskazówki? Nie. To byłoby złe dla tak wielu powodów.
Jeden, on prawdopodobnie nawet nie zrobił swojej pracy i jakoś zdał dziesiątą
klasę. Dwa, moi rodzice i rodzeństwo chyba by się przewrócili. Trzy, nie
pomógłby mi nawet gdybym miała nie zdać.
-Kto jest Twoim nauczycielem?- Zapytał.
-Pan Lord.- Powiedziałam jedynie, umieszczając resztę książek
w mojej torbie, więc mogłam zacząć czytać „Romeo i Julia”. Całkiem bezsensowna
historia, jeśli pytasz mnie.
-Ah, on jest prawdziwym dupkiem.- Justin zaśmiał się.
-Język- Ostrzegłam go. Widziałam kątem oka jak przewraca
oczami. –Jeśli nie masz nic przeciwko, chciałabym trochę ciszy i spokoju w
czasie czytania książki.- Stwierdziłam.
-Dlaczego po prostu nie obejrzysz filmu?- Zapytał.
-Ponieważ, nie ma tak dużo szczegółów jak w książce. Poza
tym, powiedziano mi że mam przeczytać książkę, a nie iść i wypożyczyć film.-
Powiedziałam, zaczynając się irytować.
-Oboje giną na końcu, tak czy inaczej.- Mruknął- Głupia
historia miłosna.- Przewrócił oczami.
Przynajmniej jest jedna rzecz w której się zgadzamy. Przewróciłam
do pierwszej strony i zaczęłam czytać pierwszą linijkę, dopóki nie przerwał mi
ponownie głos Justina.
-Dlaczego chcesz iść do Południa tak bardzo? To szkoła jest
tak snobistyczna. Potem znowu, tak jak ty.- Parsknął.
-Nie jestem!- Prychnęłam.
-Totalnie myślisz że jesteś lepsza od innych wokół.-
Stwierdził.- W końcu jesteś Perry.- Zaśmiał się w moją stronę.
-Nie powinieneś oceniać książki po okładce, dziękuję Ci
bardzo. Nie jestem jak mój brat i siostra.- Warknęłam na niego ze złością i
spojrzałam z powrotem w dół na książkę.
-Masz rację. Twoja siostra jest dosyć gorąca, a ty jesteś…
Tobą.- Wymamrotał.
Przewróciłam oczami. To nie tak że nie słyszałam tego już
wcześniej. Wszyscy chłopcy myślą że moja siostra Ewa jest gorąca. Oczywiście,
ona jest tą doskonałą. Będąc rok starszą, jest dużo mądrzejsza. Chłopcy ją
kochają. Dziewczyna chcą być nią. Jest małą księżniczką tatusia i doskonałą
córką mamy. Nawet jeśli, tak naprawdę jest głównie… kłamcą. Śpi wokoło i
szaleje na imprezach. Ona jest jak żeńska wersja Justina, szczerze mówiąc.
-Myślisz że tego nie wiem?- Warknęłam na niego i spojrzałam
w dół na książkę. Justin milczał po tym. –Dlaczego wciąż tu jesteś? Nie
będziesz miał kłopotów u przyjaciół, za to że rozmawiasz z Południem?-
Rzuciłam.
-Nie mam kłopotów za robienie czegokolwiek. Robię to co
chcę, kiedy chcę.- Zachichotał.
-Och, co za buntownik.- Przewróciłam oczami.
-Naprawdę masz nie wyparzoną buzię, nie?- Wydawał się
zirytowany.
Jeśli był tak zirytowany, dlaczego nie mógł po prostu iść
już sobie?
-Mogę powiedzieć to samo o Tobie.- Mruknęłam, starając się
skupić na książce.
Burknął i wszedł z powrotem do środka. Wreszcie. Będę mieć
spokój.
-EDEN!- Moje imię było wykrzyknięte, przez drzwi mojej
sypialni.
Powiedziałam za
szybko.
Westchnęłam i położyłam książkę na ziemi, zanim udałam się
do drzwi od sypialni, w których stała moja siostra Ewa.
-Chcesz ciasteczek? Mama jakieś zrobiła.- Uśmiechnęła się do
mnie słodko.
Ona może być kłamcą, ale jest dobrą siostrą. Spojrzałam w
dół na jej szczupłą figurę, marząc o takiej samej.
-Nie dziękuję. Nie jestem głodna.- Powiedziałam.
Wzruszyła ramionami i zeszła na dół. Westchnęłam i wróciłam
na moją werandę. Rozejrzałam się wokoło za książką, której nie było nigdzie
widać.
-Szukasz tego?- Usłyszałam chichot. Spojrzałam w górę,
zauważając Justina stojącego z moją książką w dłoniach.
-Oddaj to, potrzebuje tego. Muszę skończyć to na czas, aby
zrobić esej.- Westchnęłam, wyciągając moją rękę po to, ale on tylko skrzyżował
ramiona i uśmiechnął się do mnie. – Co chcesz w zamian za to, więc?-
Westchnęłam.
-Nic. Musisz po prostu przyjść tu i wziąć to?- Uśmiechnął
się szeroko.
-Żartujesz sobie? Chcesz żebym spadła i się zabiła, albo
coś?- Zapytałam. On tylko wyszczerzył się jeszcze szerzej.- Oczywiście że
chcesz.- Mruknęłam.- Nie będę się wspinać po tej werandzie.- Stwierdziłam,
krzyżując ramiona.
-Wygląda na to że oddasz swój esej trochę później.- Uśmiechnął się złośliwe, zanim wszedł z
powrotem do środka pokoju z książką w rękach.
Mogę powiedzieć moim rodzicom lub bratu. Mój tata
najprawdopodobniej pozwałby Justina, a Adam prawdopodobnie próbowałby z nim
walczyć. Cokolwiek Justin zrobi, wkurza ich. Nie mogę zejść na dół i pójść do
jego domu. Mój ojciec by pytał gdzie idę, a ja nie mogłabym skłamać. On by po
prostu… wiedział.
Burknęłam, zanim chwyciłam werandę, uniosłam się nad nią i
przeszłam na drugą stronę. Spojrzałam na drugą werandę, która była tylko metr
dalej. Spojrzałam w dół i zapiszczałam widząc ziemię. Jeśli upadnę, z pewnością
umrę, lub przynajmniej złamię każdą kość w moim ciele. Wychyliłam nogę starając
się przejść na krawędź przeciwległej werandy. Jedna stopa już stała na niej,
ostrożnie wyciągnęłam rękę aby chwycić się barierki. Teraz miałam jedną nogę i
jedną rękę na werandzie Justina, a moja druga ręka i noga na mojej.
Musiałam sięgnąć do niej szybko, w przeciwnym razie,
spadłabym i to nie byłby piękny widok. Przypomnij mi jeszcze raz, dlaczego
ryzykuję moje życie dla głupiej książki, o głupiej historii, o głupiej parze
która się w sobie głupio zakochała? Liczyłam do trzech w głowie, zanim szybko
przeszłam na werandę Justina. Przez sekundę myślałam że jestem bezpieczna,
zanim moja noga się ześlizgnęła, co spowodowało mój upadek, ale złapałam za
krawędź zanim spadłam na ziemię.
-O mój Boże- Wyszeptałam do siebie, wisząc tam. Mogłam
poczuć jak moje ręce powoli się ześlizgują. I z jakiegoś powodu, przez minutę,
czułam że krzyk o pomoc do mojego ojca lub brata wpakowałoby mnie w więcej
kłopotów, niż upadek na ziemie i złamanie nogi.
-Ja pierdolę.- Justin przeklął, jak zauważył mnie wiszącą
tam i pobiegł mi na ratunek. Chwycił moje przedramiona i podciągnął mnie do
góry. Ała, będzie siniak. Jak moje stopy poczuły krawędź werandy ponownie, on
położył swoje dłonie na mojej talii i przeniósł mnie nad nią. Oczywiście, jak w
każdym kiepskim filmie jakie robiono, upadłam na niego. W przeciwieństwie do
tych tandetnych filmów, zamiast patrzeć w jego oczy, pocałować go i
dziękować za uratowanie życia, wstałam i uderzyłam tył jego głowy.
-Co jest, kurwa?- Przeklął na mnie.
-Przez Ciebie prawie umarłam!- Zadrwiłam, wskazując na niego
i szturchając jego klatkę piersiową. Taak, jestem twarda.
-Nie kazałem Ci tego robić! Cholera, nie wiedziałem że będziesz
miała w ogóle zamiar to zrobić!- Wrzasnął z powrotem na mnie.- Cholera jasna,
to było głupie posunięcie! Wszystko dla jebanej książki?- Zaklął. Uderzyłam go
ponownie.- Ała, co do cholery?!- Krzyknął.
-Język- Spojrzałam. On patrzał na mnie ze złością.- Czy mogę
dostać teraz moja książkę? Muszę iść do domu.- Westchnęłam.
Podniósł książkę z łóżka i wręczył ją mi. Cholera, jak ja
się dostane do domu teraz?
-A jak masz zamiar się dostać do domu?- Uśmiechnął się
złośliwie. Odwróciłam się do tyłu i spojrzałam na werandę.- Chcesz trochę
pomocy tym razem?- Zaśmiał się.
Żałowałam że przyszłam tutaj na pierwszym miejscu. Skinęłam
głową. On skinął na mnie abym szła przed siebie. Wspięłam się na krawędź
ponownie, a on trzymał mnie w pasie podczas gdy ja przeszłam z powrotem na moja
werandę. Pójdę do piekła za to… Wyprostowałam mój strój i spojrzałam z powrotem
na Justina.
-Więc?- Zapytał.- Nie zamierzasz podziękować mi, za pomoc i
w dużym stopniu uratowanie życia?- Zaśmiał się.
-Dlaczego powinnam, kiedy to ty byłeś powodem dla którego
prawię umarłam?- Spojrzałam na niego.
-Ponieważ to ty byłaś jedyną, na tyle głupią, aby się
wspinać?- Uśmiechnął się.- Uratowałem Ci życie i nawet nie zamierzasz mi
podziękować?- Zapytał.
-Nie uratowałeś mi życia. Ale dziękuję. Za… uratowanie mnie od
złamania kości.- Powiedziałam.
-Cokolwiek, uratowałem Twoje życie.- Uśmiechnął się
złośliwie i odwrócił się wchodząc do domu.
Westchnęłam i weszłam do mojego pokoju, zamykając drzwi od
werandy za sobą. Wtedy usłyszałam walenie w moje drzwi.
-Eden Mary Perry, otwórz te drzwi w tej chwili!- Głos
mojego ojca wrzasnął.
Uh-oh.
*
Podoba się? Mam nadzieję że tak i że nie ma za wiele błędów, ponieważ nie sprawdzałam. Jest godzina druga w noca, a ja piszę ten rozdział. Przepraszam, że nie było tak długo, ale nie miałam zupełnie czasu.
Dziękuję, dziękuję, dziękuje za każdy komentarz. To naprawdę miłe że podoba wam się moje tłumaczeniei doceniacie to co robię. Kocham Was!;*
Jutro zrobię zakładkę Informowani. Więc kto by zechciał być informowany o nowych rozdział, będzie mógł śmiało podawać swojego twittera w tej zakładce.
Pozdrawiam!