wtorek, 4 czerwca 2013

Saved Your Life

-Jak mogliśmy tego nie zauważyć? To oczywiste że jest jedną z Perry! To wyjaśnia jej brzydką twarz.- Chaz zaśmiał się, przed wyrzuceniem dramatycznie rąk w powietrze.
Przewróciłem oczami, pewny tego że kłamie. To znaczy, mógłby wymyślić jakąkolwiek inną obrazę. Jezus, nawet to że jest świętoszką. Ale że jest brzydka? To jedyna obelga, która nie jest prawdziwa.
-W każdym razie, ona najwyraźniej nie może się umawiać na randki do póki nie skończy osiemnastu lat. Trochę wkurzyłem jej brata, pytając jak dobra może być w łóżku.- Zaśmiałem się.
-Będzie mieć szczęście jeśli ktokolwiek chciałby ją przed osiemnastką.- Ryan uśmiechnął się krzywo. Znowu przewróciłem oczami na ich głupie obrazy.- Dlaczego wciąż przewracasz oczami? Nie lubisz jej, prawda?- Ryan posłał mi dziwne spojrzenie.
-Boże, Justin! Ona jest niedopuszczalną strefą. Nawet jeżeli ją przelecisz i rzucisz… To jest jak zasada.- Chaz wrzasnął- Południe i Północ nigdy, przenigdy nie mogą być przyjaciółmi. Nie mówiąc już o pieprzeniu.- Chaz posłał mi oburzony wyraz twarzy, utrzymując cichy ton głosu, tak by nauczyciel nie mógł usłyszeć naszej rozmowy na tyłach.
-Zamknij się, nie miałem zamiaru się z nią przespać.- Wyśmiałem go- Ona ma piętnaście lat. Nie jestem pedofilem, wy idioci.- Wywróciłem oczami.
-Trzy lata to nie pedofilia, Justin. Nie słuchałeś niczego co Pan Bruce mówił na angielskim?- Taylor zapytała mnie- Myślę że wyglądałbyś z nią słodko. Awww.- Powiedziała, najprawdopodobniej wyobrażając to sobie w głowie.
-Przestań, ona jest tylko jakimś małym dzieciakiem. To po prostu… Fuj.- Skrzywiłem swoją twarz.
-Ona nie jest fuj. Jest słodka.- Uśmiechnęła się.
-Więc się z nią umów.- Uśmiechnąłem się- Wszystko jest lepsze od Chaza.- Zwróciłem swój uśmiech do Chaza, który tylko pokazał mi środkowy palec i pocałował usta swojej dziewczyny.
-Jesteś zazdrosny, że ja mam dziewczynę, a ty nie.- Uśmiechnął się.
-Nie chcę dziewczyny. Nie wiem czy słyszałeś, ale ja się nie randkuje. Nikt nie może uwiązać Justina Biebera. Nikt nie zadziera z Bieberem.- Uśmiechnąłem się.

~

-Ew, wydaję mi się że moje jedzenie jeszcze oddycha.- Taylor stwierdziła, szturchając widelcem bałagan na talerzu.- Czy oni się starają zabić nas tym jedzeniem?- Zmarszczyła brwi zdziwiona.
-Nie, oni po prostu Cię nienawidzą Tay.- Ryan zaśmiał się, sącząc picie, po czym zakrztusił się nim.
-Ha! Karma, suko!- Wyszczerzyła się do Ryana, który przewrócił oczami.- O mój Boże, Yay!- Wykrzyknęła znikąd. Spojrzałem na nią jak na niedorozwiniętą, a następnie podążyłem za jej wzrokiem, który prowadził do Eden, idącą z inną dziewczyną.- Znalazła przyjaciółkę.- Wyszczerzyła się.
-Frajerka zaprzyjaźniła się z innym wyrzutkiem.- Chaz zaśmiał się, zdobywając spojrzenie od Taylor. Dlaczego ktoś tak miły jak Taylor jest z kimś takim jak…Chaz? Oh, no cóż. Nie mam zielonego pojęcia. –Ała, dlaczego musisz mnie krzywdzić? Mam swoje zdanie, tak samo jak ty masz swój kochanie- Spojrzał z powrotem na nią.
-Twoja opinia jest do bani.- Wystawiła język na niego.
-Taa, no cóż, to Twoja opinia.- Chaz uśmiechnął się z powrotem do niej.
Wywróciłem oczami na nich i patrzyłem jak Eden zajmuje miejsce z drugą dziewczyną, której imienia nie znałem.
-Jak ta dziewczyna się nazywa, tak w ogóle?- Zapytałem ciekawy.
-Nie wiem, one są prawdopodobnie na tym samym roku.- Taylor przekrzywiła głowę na bok.
-Kogo to obchodzi? Nazwijmy je Wyrzutek Numer Jeden i Wyrzutek Numer Dwa.- Nolan uśmiechnął się, powodując śmiech Mitch. Ale Mitch śmieje się ze wszystkiego i z niczego.
-Nazywa się Eden.- Poprawiłem z lekko piorunującym spojrzeniem. To sprawiło że każdy posłał mi dziwne spojrzenie przy stole. Nawet Taylor.- Co?- Zapytałem, z powrotem kopiąc w moim jedzeniu mimochodem.
-Czy ty ją właśnie obroniłeś?- Zdziwione spojrzenie Taylor zamieniło się w szeroki uśmiech.
-Nie-wyśmiałem ją- Jej imię jest po prostu… bardzo głupie. Znaczy, została nazwana po ogrodzie.- Przewróciłem oczami. Znam moją religię, luz.- To zabawniejsze nazywać ją Eden.- Wzruszyłem ramionami.
Chaz przewrócił oczami i roześmiał się.
-On ma rację. To głupie imię.- Mitch się zgodził.- Adam, Ewa i Eden. Jezu, co jest nie tak z ich rodzicami?- Zaśmiał się.
-Jej ojciec jest kapłanem. Jej mama też ma coś wspólnego z kościołem.- Chaz wzruszył ramionami.- Nieważne, oni są po prostu bandą jezusowych dziwaków tak czy inaczej.- Zaśmiał się i zaczął jeść.
-Myślę że jest naprawdę miłą dziewczyną. Plus, imię Eden jest kompletnie i totalnie urocze.- Taylor uśmiechnęła się.
-Czy możemy przestać o niej mówić? Zaraz zwrócę moje jedzenie.- Ryan narzekał, powodując uśmiech u każdego siedzącego przy stoliku, oprócz mnie i Taylor. Nie to że to nie było zabawne, bo było. Ja po prostu… nie śmiałem się z tego. Nie wiem dlaczego.

~

Eden

Zauważyłam że stolik Taylor i Justina wpatrywał się we mnie jak zajmowałam miejsce przy stoliku na stołówce razem z Maggie. Maggie jest prawdopodobnie jedyną osobą , której nie przeszkadzało zapomnieć o innych i być miłą dla mnie.
-Dlaczego się gapisz na stolik popularnych?- Zapytała mnie, marszcząc brwi.
-Oni wciąż się na mnie gapią. To mi przeszkadza.- Wymamrotałam.- Nie lubią mnie, ponieważ mój brat i siostra chodzą do Południowego Stratfordu- Stwierdziłam.
-Wiem, to głupie.- Westchnęła- To nie twoja wina. Ty nawet nie chodzisz do tej szkoły.- Wzruszyła ramionami.
-Dlaczego oni się nienawidzą? Szkoły, mam na myśli?- Zapytałam.
-Cóż, to zaczęło się w zeszłym roku. Justin Bieber i twój brat, zaczęli w rzeczywistości tą wojnę.- Zachichotała.- Justin zdobył kosz i Adam twierdził że ten szturchnął go łokciem w brzuch, więc nie zdobyli tego punktu za trafienie i przegrali mecz. Od tamtej pory Justin i Adam nienawidzą siebie nawzajem. To głupie, tak myślę.- Wzruszyła ramionami.

-Wyjątkowo głupie.- Przytaknęłam głową- Ale szczerze mówiąc mój brat jest tak jakby… palantem, tak myślę.- Powiedziałam z lekkim uśmiechem, co spowodowało u niej chichot.

~

-Spóźniłaś się- Stwierdził tata, jak weszła przez drzwi od domu.
Westchnęłam i położyłam klucz na szafeczce.
-Rozmawiałam ze znajomą tato. To wszystko.- Powiedziałam.
Zmrużył oczy na mnie i wrócił do czytania swojej gazety. Weszłam po schodach na górę i do mojego pokoju. Wciąż nie rozpakowałam mojego pokoju. Właśnie wróciłam, po kilku latach ze wspólnego mieszkania z babcią. Walczyła z rakiem piersi i niestety przegrała. Wróciliśmy, więc tata mógł się upewnić, że mama nie była zbyt smutna, a ja złożyłam podanie do South Stratford High, ale nie zostałam przyjęta. Moi rodzice byli naprawdę wścielki, a ja byłam zmuszona do nauki, aby zaliczyć test, który mogę napisać wciągu miesiąca.

Podeszłam do mojej werandy, otwierając drzwi, odciągając żaluzję w bok, zostałam przywitana ze wspaniałym widokiem na… drzwi obok. To cuchnie, że Justin mieszka tuż w drzwiach obok. Ostatniej nocy słyszałam jęki dziewczyny dochodzące z jego domu. Nie mogę zrozumieć jak ktoś może, przejść przez liceum, nie przestrzegając reguł i uprawiając seks ze wszystkim co się rusza. Dość obrzydliwe, jeśli mnie pytasz.

Weszłam do łazienki i włączyłam prysznic. Lubię brać prysznic przed nauką, ponieważ to sprawia że czuję się zmęczona. Jeśli wezmę prysznic po nauce, to rozbudzę się i nie będę w stanie zasnąć, co sprawi że będę zmęczona w szkole następnego dnia. Muszę się skupiać podczas szkoły.

Muszę się dostać do Stratford South High. Nie pasuję tutaj. Jedyni ludzie, którzy są dla mnie mili to Taylor i Maggie. Reszta szkoły gardzi mną za bycie Perry. Czy oni naprawdę są tak zaangażowani w rywalizację? Wzięłam szybki prysznic, a następnie zatonęłam w nauce. Postanowiłam przenieść się na werandę i popracować tam. Zimny wiatr był przyjemny, zamiast bycia w moim dusznym i małym pokoju.
-Yo, kujonie- Usłyszałam ochrypły chichot.
Odwróciłam głowę i zobaczyłam Justina opartego o krawędź swojej werandy, na wprost mojej. Nasze werandy były około metr od siebie. To doskonale. Teraz wiem dlaczego Ewa i Adam nie chcieli tego pokoju.
-Nie jestem kujonem, ja po prostu chce być dobra na moich zajęciach.- Spojrzałam na niego i otworzyłam „Romeo i Julia”, coś co obecnie przerabiam w dziesiątej klasie angielskiego. Uważam to za bezcelowe, uczenie się o tym teraz, jeżeli i tak będziemy robić to ponownie w dwunastej klasie. Myśl mnie dopadła.-Przerabiacie Romeo i Julie na angielskim?- Zapytałam Justina.
-Oh, Boże. Nie jesteś też na mojej lekcji Angielskiego, nie?- Wyglądał na wyraźnie zirytowanego.
-Nie, jestem tylko na zaawansowanej matematyce.- Stwierdziłam.
-Oh, więc tak.- Odpowiedział mi.- Ty też się o tym uczysz?- Zapytał, ja po prostu przytaknęłam głową. On musiał już przez to przejść. Może mogłabym dostać jakieś wskazówki? Nie. To byłoby złe dla tak wielu powodów. Jeden, on prawdopodobnie nawet nie zrobił swojej pracy i jakoś zdał dziesiątą klasę. Dwa, moi rodzice i rodzeństwo chyba by się przewrócili. Trzy, nie pomógłby mi nawet gdybym miała nie zdać.
-Kto jest Twoim nauczycielem?- Zapytał.
-Pan Lord.- Powiedziałam jedynie, umieszczając resztę książek w mojej torbie, więc mogłam zacząć czytać „Romeo i Julia”. Całkiem bezsensowna historia, jeśli pytasz mnie.
-Ah, on jest prawdziwym dupkiem.- Justin zaśmiał się.
-Język- Ostrzegłam go. Widziałam kątem oka jak przewraca oczami. –Jeśli nie masz nic przeciwko, chciałabym trochę ciszy i spokoju w czasie czytania książki.- Stwierdziłam.
-Dlaczego po prostu nie obejrzysz filmu?- Zapytał.
-Ponieważ, nie ma tak dużo szczegółów jak w książce. Poza tym, powiedziano mi że mam przeczytać książkę, a nie iść i wypożyczyć film.- Powiedziałam, zaczynając się irytować.
-Oboje giną na końcu, tak czy inaczej.- Mruknął- Głupia historia miłosna.- Przewrócił oczami.
Przynajmniej jest jedna rzecz w której się zgadzamy. Przewróciłam do pierwszej strony i zaczęłam czytać pierwszą linijkę, dopóki nie przerwał mi ponownie głos Justina.
-Dlaczego chcesz iść do Południa tak bardzo? To szkoła jest tak snobistyczna. Potem znowu, tak jak ty.- Parsknął.
-Nie jestem!- Prychnęłam.
-Totalnie myślisz że jesteś lepsza od innych wokół.- Stwierdził.- W końcu jesteś Perry.- Zaśmiał się w moją stronę.
-Nie powinieneś oceniać książki po okładce, dziękuję Ci bardzo. Nie jestem jak mój brat i siostra.- Warknęłam na niego ze złością i spojrzałam z powrotem w dół na książkę.
-Masz rację. Twoja siostra jest dosyć gorąca, a ty jesteś… Tobą.- Wymamrotał.
Przewróciłam oczami. To nie tak że nie słyszałam tego już wcześniej. Wszyscy chłopcy myślą że moja siostra Ewa jest gorąca. Oczywiście, ona jest tą doskonałą. Będąc rok starszą, jest dużo mądrzejsza. Chłopcy ją kochają. Dziewczyna chcą być nią. Jest małą księżniczką tatusia i doskonałą córką mamy. Nawet jeśli, tak naprawdę jest głównie… kłamcą. Śpi wokoło i szaleje na imprezach. Ona jest jak żeńska wersja Justina, szczerze mówiąc.
-Myślisz że tego nie wiem?- Warknęłam na niego i spojrzałam w dół na książkę. Justin milczał po tym. –Dlaczego wciąż tu jesteś? Nie będziesz miał kłopotów u przyjaciół, za to że rozmawiasz z Południem?- Rzuciłam.
-Nie mam kłopotów za robienie czegokolwiek. Robię to co chcę, kiedy chcę.- Zachichotał.
-Och, co za buntownik.- Przewróciłam oczami.
-Naprawdę masz nie wyparzoną buzię, nie?- Wydawał się zirytowany.
Jeśli był tak zirytowany, dlaczego nie mógł po prostu iść już sobie?
-Mogę powiedzieć to samo o Tobie.- Mruknęłam, starając się skupić na książce.
Burknął i wszedł z powrotem do środka. Wreszcie. Będę mieć spokój.
-EDEN!- Moje imię było wykrzyknięte, przez drzwi mojej sypialni.
Powiedziałam za szybko.
Westchnęłam i położyłam książkę na ziemi, zanim udałam się do drzwi od sypialni, w których stała moja siostra Ewa.
-Chcesz ciasteczek? Mama jakieś zrobiła.- Uśmiechnęła się do mnie słodko.
Ona może być kłamcą, ale jest dobrą siostrą. Spojrzałam w dół na jej szczupłą figurę, marząc o takiej samej.
-Nie dziękuję. Nie jestem głodna.- Powiedziałam.
Wzruszyła ramionami i zeszła na dół. Westchnęłam i wróciłam na moją werandę. Rozejrzałam się wokoło za książką, której nie było nigdzie widać.
-Szukasz tego?- Usłyszałam chichot. Spojrzałam w górę, zauważając Justina stojącego z moją książką w dłoniach.
-Oddaj to, potrzebuje tego. Muszę skończyć to na czas, aby zrobić esej.- Westchnęłam, wyciągając moją rękę po to, ale on tylko skrzyżował ramiona i uśmiechnął się do mnie. – Co chcesz w zamian za to, więc?- Westchnęłam.
-Nic. Musisz po prostu przyjść tu i wziąć to?- Uśmiechnął się szeroko.
-Żartujesz sobie? Chcesz żebym spadła i się zabiła, albo coś?- Zapytałam. On tylko wyszczerzył się jeszcze szerzej.- Oczywiście że chcesz.- Mruknęłam.- Nie będę się wspinać po tej werandzie.- Stwierdziłam, krzyżując ramiona.
-Wygląda na to że oddasz swój esej trochę później.-  Uśmiechnął się złośliwe, zanim wszedł z powrotem do środka pokoju z książką w rękach.
Mogę powiedzieć moim rodzicom lub bratu. Mój tata najprawdopodobniej pozwałby Justina, a Adam prawdopodobnie próbowałby z nim walczyć. Cokolwiek Justin zrobi, wkurza ich. Nie mogę zejść na dół i pójść do jego domu. Mój ojciec by pytał gdzie idę, a ja nie mogłabym skłamać. On by po prostu… wiedział.
Burknęłam, zanim chwyciłam werandę, uniosłam się nad nią i przeszłam na drugą stronę. Spojrzałam na drugą werandę, która była tylko metr dalej. Spojrzałam w dół i zapiszczałam widząc ziemię. Jeśli upadnę, z pewnością umrę, lub przynajmniej złamię każdą kość w moim ciele. Wychyliłam nogę starając się przejść na krawędź przeciwległej werandy. Jedna stopa już stała na niej, ostrożnie wyciągnęłam rękę aby chwycić się barierki. Teraz miałam jedną nogę i jedną rękę na werandzie Justina, a moja druga ręka i noga na mojej.
Musiałam sięgnąć do niej szybko, w przeciwnym razie, spadłabym i to nie byłby piękny widok. Przypomnij mi jeszcze raz, dlaczego ryzykuję moje życie dla głupiej książki, o głupiej historii, o głupiej parze która się w sobie głupio zakochała? Liczyłam do trzech w głowie, zanim szybko przeszłam na werandę Justina. Przez sekundę myślałam że jestem bezpieczna, zanim moja noga się ześlizgnęła, co spowodowało mój upadek, ale złapałam za krawędź zanim spadłam na ziemię.
-O mój Boże- Wyszeptałam do siebie, wisząc tam. Mogłam poczuć jak moje ręce powoli się ześlizgują. I z jakiegoś powodu, przez minutę, czułam że krzyk o pomoc do mojego ojca lub brata wpakowałoby mnie w więcej kłopotów, niż upadek na ziemie i złamanie nogi.
-Ja pierdolę.- Justin przeklął, jak zauważył mnie wiszącą tam i pobiegł mi na ratunek. Chwycił moje przedramiona i podciągnął mnie do góry. Ała, będzie siniak. Jak moje stopy poczuły krawędź werandy ponownie, on położył swoje dłonie na mojej talii i przeniósł mnie nad nią. Oczywiście, jak w każdym kiepskim filmie jakie robiono, upadłam na niego. W przeciwieństwie do tych tandetnych filmów, zamiast patrzeć w jego oczy, pocałować go i dziękować za uratowanie życia, wstałam i uderzyłam tył jego głowy.
-Co jest, kurwa?- Przeklął na mnie.
-Przez Ciebie prawie umarłam!- Zadrwiłam, wskazując na niego i szturchając jego klatkę piersiową. Taak, jestem twarda.
-Nie kazałem Ci tego robić! Cholera, nie wiedziałem że będziesz miała w ogóle zamiar to zrobić!- Wrzasnął z powrotem na mnie.- Cholera jasna, to było głupie posunięcie! Wszystko dla jebanej książki?- Zaklął. Uderzyłam go ponownie.- Ała, co do cholery?!- Krzyknął.
-Język- Spojrzałam. On patrzał na mnie ze złością.- Czy mogę dostać teraz moja książkę? Muszę iść do domu.- Westchnęłam.
Podniósł książkę z łóżka i wręczył ją mi. Cholera, jak ja się dostane do domu teraz?
-A jak masz zamiar się dostać do domu?- Uśmiechnął się złośliwie. Odwróciłam się do tyłu i spojrzałam na werandę.- Chcesz trochę pomocy tym razem?- Zaśmiał się.
Żałowałam że przyszłam tutaj na pierwszym miejscu. Skinęłam głową. On skinął na mnie abym szła przed siebie. Wspięłam się na krawędź ponownie, a on trzymał mnie w pasie podczas gdy ja przeszłam z powrotem na moja werandę. Pójdę do piekła za to… Wyprostowałam mój strój i spojrzałam z powrotem na Justina.
-Więc?- Zapytał.- Nie zamierzasz podziękować mi, za pomoc i w dużym stopniu uratowanie życia?- Zaśmiał się.
-Dlaczego powinnam, kiedy to ty byłeś powodem dla którego prawię umarłam?- Spojrzałam na niego.
-Ponieważ to ty byłaś jedyną, na tyle głupią, aby się wspinać?- Uśmiechnął się.- Uratowałem Ci życie i nawet nie zamierzasz mi podziękować?- Zapytał.
-Nie uratowałeś mi życia. Ale dziękuję. Za… uratowanie mnie od złamania kości.- Powiedziałam.
-Cokolwiek, uratowałem Twoje życie.- Uśmiechnął się złośliwie i odwrócił się wchodząc do domu.
Westchnęłam i weszłam do mojego pokoju, zamykając drzwi od werandy za sobą. Wtedy usłyszałam walenie w moje drzwi.
-Eden Mary Perry, otwórz te drzwi w tej chwili!- Głos mojego ojca wrzasnął.

Uh-oh.


*

Podoba się? Mam nadzieję że tak i że nie ma za wiele błędów, ponieważ nie sprawdzałam. Jest godzina druga w noca, a ja piszę ten rozdział. Przepraszam, że nie było tak długo, ale nie miałam zupełnie czasu.

Dziękuję, dziękuję, dziękuje za każdy komentarz. To naprawdę miłe że podoba wam się moje tłumaczeniei doceniacie to co robię. Kocham Was!;*

Jutro zrobię zakładkę Informowani. Więc kto by zechciał być informowany o nowych rozdział, będzie mógł śmiało podawać swojego twittera w tej zakładce.

Pozdrawiam!