poniedziałek, 8 lipca 2013

That Smile

Eden

Spojrzałam na siebie po raz ostatni zanim wyszłam z mojego pokoju. Moje oczy wylądowały na pokoju Adam, który był naprzeciw mojego. Podeszłam do nich i mocno w nie walnęłam. Brak odpowiedzi. Zobaczyłam jak Eva wychodzi ze swojego pokoju, który był obok Adama.
-Eva gdzie jest Adam?- Zapytałam ją. Ona zachichotała.
-Poszedł nocować i „uczyć się” z „Alexsandrem”.- Mrugnęła, a następnie zeszła na dół.
Ty możesz być zmylony, ale ja wiem dokładnie co to znaczy. Snobistyczna dziewczyna mojego brata, Alexsandra. Znana jako Alexsander dla moich rodziców, ponieważ oni nigdy nie zgodzili by się na to żeby szedł do niej nocować. Uczenie, mój tyłek. Na pewno spał zanadto w porządku. Uśmiechnęłam się do siebie. Zemsta naprawdę jest su- wredną osobą…
-Tatusiu- Zaczęłam jak weszłam do kuchni.
Mama przygotowywała bekon i jajka na śniadanie, podczas gdy tata jadł swoje jedzenie.
-Nie, nie możesz.- Stwierdził.
Przewróciłam oczami i położyłam rękę na biodrze.
-Nic nie chcę. Przyszłam tu tylko żeby powiedzieć Ci coś o Adamie. On nie jest u Alexsandra żeby się uczyć.- Stwierdziłam.
Oboje rodziców spojrzało na mnie.
-Gdzie on jest?- Zmarszczył brwi w moim kierunku.
-Nie wiem.- Wzruszyłam ramionami, uśmiechając się do niego złośliwie- Może sobie przypomnę jeżeli odwołasz mi uziemienie?- Zapytałam z nadzieją.
On spojrzał na mnie.
-Pan nie uśmiecha się na przekupstwo, Eden Mario.- Stwierdził.
-Wiem, ale nie sądzisz że gdy ludzie robią dobre rzeczy to powinni być za nie nagradzani? Z łatwością mogłam pójść bez powiadomienia Ciebie o tym, ale postanowiłam się zatrzymać.- Stwierdziłam.
On spojrzał na moją matkę, która tylko wzruszyła ramionami.
-Dobrze, jeśli powiesz mi gdzie jest Twój brat, odwołam Ci karę. Teraz, gdzie jest ten chłopak?- Zapytał mnie.
Bezczelny uśmiech pojawił się ponownie na moich ustach.
-Spał u swojej dziewczyny.

~

Justin

-W porządku chłopcy. To jest nasza ostatnia gra do czasu mistrzostw. Jeśli to wygramy… przejdziemy do ostatniej rundy przeciwko Południowi.- Trener Brown wpatrywał się w nas wszystkich, kiedy siedzieliśmy na trybunach cali spoceni i rozgrzani od ćwiczeń, które właśnie mieliśmy. Pierwszą rzeczą o jakiej pomyślałem tym razem, gdy trener powiedział „Południe” była Eden. Kiedyś to była czysta nienawiść do tego palanta Adam, o której najpierw pomyślałem.
-Zniszczymy ich trenerze.- Chaz zawołał zarozumiale- Ze mną w drużynie w każdym razie.- Uśmiechnął się arogancko.
-Zamknij się Somers. Rzucasz jak dziewczyna.- Trener obraził go, powodując śmiech u całej reszty.
Trener Brown wierzył w… trudną miłość, jak możesz to umieścić. On na pewno byłby moim ulubionym nauczycielem gdybym miał wybierać.
-Chcę chłopcy żebyście pozostali w dobrym stanie umysłu. Nie chcę żebyście byli zarozumiali, ale chcę żebyście uwierzyli że możecie to zrobić. Postarajcie się pozostać najszczęśliwszymi jak możecie być. Umieśćcie na siebie najmniej stresu jak możecie. Idźcie się obściskiwać ze swoimi dziewczynami, róbcie na drutach swetry z babciami. Cokolwiek sprawia że jesteście szczęśliwi? Zróbcie to.- Powiedział.
-Jaka drużyna? Wildcats!- Ryan krzyknął, zdobywając dziwne spojrzenia i śmiech od drużyny, w tym ode mnie. Ryan jest… specjalny.
-Jesteś idiotą Butler. W porządku, życzę dobrego popołudnia chłopcy. Pamiętajcie- bądźcie szczęśliwi!- Wskazał na nas wszystkich, zanim odszedł dumnie.
Pomyślałem do siebie, jak podniosłem się z ławki. Co sprawia że jestem szczęśliwy? Seks. Taa, to sprawia że jestem bardzo szczęśliwy. Ale dla innego dziwnego powodu, tak jak wcześniej, obraz Eden pojawił się w tyle mojego umysłu.

~

-Dzień dobry Mamo. Babciu.- Powiedziałem, składając pocałunek na policzku mojej mamy, a następnie babci.- Gdzie jest dziadek?- Zapytałem rozglądając się dookoła za moim dziadkiem Brucem.
Kiedy chce porozmawiać z kimś o prawdziwych rzeczach- rzeczach o których nie chcę rozmawiać z Chazem lub Ryanem- idę do mojego dziadka. On przypomina mi Ghandę lub Buddę. On wie wszystko.
-Myślę że nadal jest na zewnątrz w garażu, pracując nad tym głupim samochodem.- Babcia przewróciła oczami.
Mój dziadek pracował nad tym samochodem odkąd się urodziłem. Pracował nad nim dla mnie. Pomimo że zdałem egzamin na prawo jazdy już dawno temu i mam już inne auto. On był ciągle zawzięty.
-Dlaczego nie pójdziesz na zewnątrz i mu nie pomożesz jak za starych czasów, co?- Mama uśmiechnęła się delikatnie do mnie.
Wzruszyłem lekko ramionami, zanim wyszedłem. Kiedyś pomagałem mu cały czas. Przed szkołą, po szkole, w weekendy, w wakacje. Nawet spędziliśmy większość Bożego Narodzenia, pracując nad tym samochodem. Później miałem swoją pierwszą dziewczynę, dołączyłem do drużyny koszykówki, zacząłem chodzić na imprezy. Nie miałem już więcej czasu dla samochodu, albo dziadka.
-Hej dziadku.- Przywitałem go, wchodząc do garażu.
Spojrzał na mnie z pod maski i szeroki uśmiech pojawił się na jego twarzy, sprawiając że sam się uśmiechnąłem. Bez dużej obecności taty wokoło, polegałem na tym człowieku.
-Dzień dobry Justin.- Uśmiechnął się do mnie.- Co Cię tu sprowadza? Czy kolacja już jest gotowa? Mógłbym przysiąc że minęło dopiero kilka godzin.- Zmarszczył brwi.
-Nie, kolacja nie jest gotowa. Właśnie wróciłem do domu z praktyk.- Wzruszyłem ramionami.- Mam godzinę czasu, aż będę musiał… iść i robić jakieś zadanie domowe, więc postanowiłem przyjść i zrelaksować się z Tobą.- Powiedziałem z lekkim wzruszeniem ramion. On uśmiechnął się.
Nie miałem zamiaru iść robić lekcji, mam zamiar iść na górę na moją werandę, żeby relaksować się z Eden. Każdego innego dnia poszedłbym prosto do Chaza lub Ryana. Lub do domu jakieś dziewczyny żeby… no wiesz. Ale jako że postanowiłem zostać i porozmawiać z Eden, miałem jeszcze godzinę czasu dopóki nie skończy ćwiczeń w chórze kościelnym.
-Naprawdę?- Uśmiechnął się, wyglądając na zaskoczonego. Ja tylko skinąłem głową.- Oh, w porządku więc.- Uśmiechnął się.- Co ty na to żebyś podał mi ten klucz ze stołu na początek?- Zaśmiał się.
Uśmiechnąłem się i zrzuciłem mój plecak, zanim ruszyłem do pudełka z narzędziami i wyjąłem klucz. On nazywa większość swoich narzędzi. Robił to po to aby rozbawiać mnie kiedy byłem mały. Nazwaliśmy je wszystkie wspólnie. Z tego co pamiętam, klucz miał na imię Bill.

~

Eden

-Jak było na ćwiczeniach chóralnych, kochanie?- Mama uśmiechnęła się, kiedy weszłam do domu z ojcem idącym zaraz za mną.
-To było cudowne. Pete,- Pete Bennet, nasz instruktor chóru.- powiedział że ona powinna poprowadzić w ten weekend zgromadzenie kościelne. Będzie śpiewać Amazing Grace!- Wyszczerzył się jak jakiś szalony człowiek.
Nawet nie miałam wyboru. Pete zaproponował to i mój tata powiedział tak. Powiedzieć że byłam zdenerwowana było niedopowiedzeniem stulecia. To był mój pierwszy występ chóralny w Stratford odkąd skończyłam dwanaście lat! Cóż, przynajmniej było to Amazing Grace. To była moja ulubione piosenka ze wszystkich innych, z których miałam wybór.
-Oh, to wspaniale!- Mama uśmiechnęła się szeroko.
-Dobra robota, siostra. Pamiętam mój pierwszy raz. Spadłam ze stojaka i złamałam kostkę.- Eva zaśmiała się. Opadła mi szczęka.- Nie to, że Tobie stanie się to samo.- Zapewniła- Ja byłam tylko…- Mama i tata zmierzyli ją- Poradzisz sobie!- Uśmiechnęła się i wróciła do swojego magazynu.
-Ale ja brzmię jak Rebecca Black.- Jęknęłam.
-Oh! Tatusiu, to mi przypomina. Jest siedemnasta piętnaście i obiecałeś mi że odwieziesz mnie do Rebecci.- Eva stwierdziła. SIEDMNASTA PIĘTNAŚCIE?
-O kurde!- Mruknęłam zanim pobiegłam na górę.
Zakluczyłam drzwi za sobą jak weszłam do mojego pokoju i wyszłam na werandę. Justina nie było. Przyznaję, jestem dwadzieścia minut spóźniona na małą „rozluźniającą sesję” jak Justin to określił wcześniej tego ranka, kiedy wkradła się mała pogawędka pomiędzy nami podczas drogi do szkoły.
-Jesteś ciut spóźniona.- Chichot stwierdził za mną.
Wrzasnęłam, odwracając się do tyłu aby spostrzec Justina opierającego się o ścianę. Skrzyżowałam ramiona i spojrzałam na niego.
-Przestraszyłeś mnie!- Stwierdziłam.
-Naprawdę? Nie zauważyłem!- Roześmiał się.
-Co ty tutaj robisz? Mogłeś się zabić. Nie widziałeś jak robiłam to ostatnim razem?- Zapytałam.
-Taa, cóż, ja jestem ninją. Mogę wspinać się po ścianach i latać.- Wzruszył ramionami, powodując wybuch śmiechu u obojgu nas. Usiedliśmy i on oparł się o poręcz na przedniej części werandy, podczas gdy ja byłam po przeciwnej stronie.- Jak poszedł chór?- Zapytał.
-Strasznie.- Wymamrotałam.- Muszę śpiewać przed całym kościołem w niedzielę.- Stwierdziłam- Sama.- Dodałam.
-Ooh, brzmi jak zabawa.- Zaśmiał się.
-Jeśli jesteś dobrym wokalistą.- Wzruszyłam ramionami.- Jak poszedł trening? Mój brat nie przeszkadzał Ci, prawda?- Uśmiechnęłam się głupawo.
-Nope.- Zachichotał.
-Tak myślałam. Utknął w swoim pokoju odkąd wrócił do domu ze szkoły.- Wyszczerzyłam się.
-Za co?- Justin zapytał.
-Kłamał o tym że spał u swojej dziewczyny w domu, ale ja go podkablowałam. Zazwyczaj go kryję, ale on mnie podkablował za przekroczenie werandy, więc dostał to na co zasługiwał.- Uśmiechnęłam się do siebie.
Justin wybuchnął śmiechem i wystawił swoją rękę w moją stronę, abym przybiła mu piątek, co zrobiłam z uśmiechem.
-Jesteś moją bohaterką.- Zaśmiał się. Wyszczerzyłam zęby i wzruszyłam ramionami. Wtedy właśnie zauważyłam czarne plamy na jego koszulce.
-Co to za plamy? Myślisz o zamienieniu się w dalmatyńczyka?- Zachichotałam.
-Nah, po prostu naprawiałem samochód z dziadkiem. To tylko smar.- Zaśmiał się, patrząc w dół na swoją koszulkę.
-Aw, to słodkie.- Droczyłam się.
Ale szczerze mówiąc, to absolutnie takie było.

~

Pattie

-On był tam przez około godzinę. Nie przyjaźni się już z Chazem i Ryanem?- Mama zapytała mnie, jak siedzieliśmy razem w salonie, oglądając Ellen.
-Nie, dalej są przyjaciółmi. Wracał z nimi z treningu.- Stwierdziłam, sama uważając sytuację za trochę dziwną. Justin wrócił do środka, smar na całym jego ubraniu. On faktycznie pomagał przy samochodzie ponownie? Nie robił tego odkąd miał… trzynaście lat.
-Mamo, będę na górze, w porządku? Zawołaj mnie na kolację!- Wrzasnął kiedy zniknął na górze w swoim pokoju. Mama spojrzała na mnie myśląc o tym samym.
-To dziwne.- Zmarszczyła brwi. Ja przytaknęłam. Pewnie że takie jest.- Może już skończył etap imprezowania?- Uśmiechnęła się, wyglądając na oszołomioną.

-Nope, to dziewczyna.- Tata powiedział, wchodząc do środka, ta sama czerwona szmatka, którą używa do wycierania rąk.- Ten uśmiech nie jest spowodowany koszykówką.- Zaśmiał się.



Kolejny rozdział! Podoba się? Mam nadzieję że tak.;* To w ramach przeprosin za to że nie było rozdziałów tak długo, ale byłam w pracy za granicą i sami rozumiecie.;) 

Jakby ktoś miał jakieś pytania do mnie to śmiało pisać na ask.fm/lucyxbieber

Pozdrawiam!!! ;**

niedziela, 7 lipca 2013

The Girl Next Door

Eden

-Hej dziewczyno.- Maggie powitała mnie, pojawiając się obok mojej szafki.- Tak sobie myślałam… Ja i Ty powinnyśmy pójść do kina czy coś. Chcę zobaczyć Igrzyska Śmierci, a ty mówiłaś że czytałaś książkę wcześniej więc…
-Sorry Maggie. Nie mogę. Mój tata uziemił mnie na tydzień.- Mruknęłam, starając się otworzyć moją szafkę.
Cholercia! Dlaczego ta szafka musi być tak strasznie skomplikowana? Nie tylko uczniowie w tej szkole mnie nienawidzą, ale nawet moja szafka! Czyż to nie jest całkowicie wspaniałe?
-Wow, co zrobiłaś?- Zapytała mnie, wyglądając na kompletnie zdezorientowaną.
Powinna być zdezorientowana. Nawet ja jestem zdezorientowana!
-Zakradłam się do domu Justina.- Wymamrotałam.
Zamrugała oczami.
-Ukradł moją książkę „Romeo i Julii” i powiedział że musze przyjść i ją wziąć. Wspięłam się na werandę i mój brat mnie zauważył.- Westchnęłam.
-Poważnie?- Spojrzała na mnie zszokowana.
-Co?- Zapytałam jej, całkowicie i zupełnie zdezorientowana.
-To! Ty rzeczywiście dostałaś się do środka domu Justina Biebera?- Zapytała.- Fuj. Chłopak jest kompletnym dupkiem! Nie powinnaś się kręcić wokół niego. Założę się że jego pokój pachniał seksem.- Zmarszczyła twarz.
-Jaki zapach ma seks?- Zmarszczyłam brwi.- Po namyślę, jednak nie chcę wiedzieć.-Westchnęłam i odwróciłam się do mojej szafki.
Próbowałam uderzać w nią jak zrobił to Justin, w mój pierwszy dzień, ale to nie poskutkowało.
-Dlaczego oni mi dali zepsutą szafkę?- Wymamrotałam zanim oparłam moją głowę na niej i jęknęłam.- Dlaczego świat mnie nienawidzi?
-Świat Cię nie nienawidzi…- Roześmiała się- Tylko uczniowie.- Odpowiedziała.
Westchnęłam i odwróciłam się, by na nią spojrzeć. Uśmiechnęła się i wzruszyła ramionami. Zauważyłam Justina z jego irytującymi przyjaciółmi, Ryanem i Chazem. Pojawił się obok mnie, przy swojej szafce, która była zaledwie dwie dalej od mojej. Maggie stanęła za mną.
-Dzięki Tobie, jestem uziemiona na tydzień!- Syknęłam w jego kierunku.
Wyglądał na zaniepokojonego. Wtedy sobie uświadomiłam. Nie chciał żeby inni go widywali jak rozmawia ze mną? Co za palant.
-Nie wiem o czym mówisz  ty mały dziwaku.- Spojrzał na mnie dziwnie, zanim odszedł ze swoimi przyjaciół, jak zadzwonił dzwonek.
Maggie przechyliła głowę w bok i odwróciła z powrotem do mnie.
-Myślałam że powiedziałaś że weszłaś do jego domu?- Zapytała- Czekaj, czy on w ogóle o tym wiedział?- Zapytała z szeroko otwartymi oczami.
-Myślisz że się włamałam? Nie!- Krzyknęłam.- Kretyn udaje że mnie nie zna. W końcu chłopacy tacy jak on troszczą się tylko o swoją reputację.- Wymamrotałam, zanim zignorowałam swoją szafkę i ruszyłam do mojej pierwszej klasy z Maggie.

~

Justin

-Hej chłopie. O czym ta laska mówiła, że przez Ciebie została uziemiona?- Chaz zapytał jak zajęliśmy miejsca na lekcji historii.
-Ym- Zmarszczyłem brwi, starając się myśleć o czymś co mógłbym powiedzieć- Cóż, ukradłem jej książkę i um, wrzuciłem do błota. Myślę że została uziemiona za to że ją zniszczyła.- Wzruszyłem ramionami.
Chaz zaczął się śmiać, a Ryan wyszczerzył się i poklepał moją głowę jak jakiś dziwak. Osunąłem się z powrotem na krześle. Nie czułem się źle z tym że kłamie. Ale czuję się źle za to że ją uziemili. Oh, cóż. Więcej czasu dla niej na uczenie się, prawda? Robię dziewczynie przysługę.

Szkoła mijała wolno i boleśnie. Byłem podekscytowany na to popołudnie, ponieważ miałem trening koszykówki z chłopakami. Koszykówka była rzeczą numer jeden, którą lubię. To sprawia że czuję się naprawdę bardzo dobrze. Jak sex. I picie. I imprezowanie.
-Stary, Charlotte organizuję ogromną imprezę w piątek i zgadnij co? Oboje jesteśmy zaproszeni!- Ryan uśmiechnął się szeroko.
-Oczywiście że jesteśmy zaproszeni. Ona jest zawsze chętna na penisa Justina- Chaz roześmiał się.
-Zamknij się.- Przewróciłem oczami.
Pieprzyłem obie, Charlotte i Rebecce. Czy je to obchodzi? Nie. To jest to, co kocham w dziwkach.
-W porządku. Bieber i Somers. Kapitanowie dwóch drużyn, rozdzielcie się. Zespół Biebera bez koszulek, zespół Somersa z koszulkami. Podział.- Trener Brown zażądał.
Westchnąłem i ściągnąłem koszulkę. Podzieliliśmy się na zespoły. Będziemy grać przeciwko sobie. Trener będzie nas uważnie obserwował, dając nam znać nad czym osobno musimy popracować, a nad czym musimy popracować jako grupa. Potem ćwiczymy te rzeczy na następnym treningu, który jest jutro po południu.
-Trenerze Brown! Pan Bruce potrzebuje Twojej pomocy w sali prezentacyjnej.- Pani Covarrd zapiszczała w drzwiach.
Wyglądała na przerażoną.
-Co on zrobił tym razem?- Trener Brown westchnął.
-Upuścił telewizor na swoją stopę.- Zmarszczyła brwi.
Drużyna wybuchła śmiechem, nawet Brown się zaśmiał.
-W porządku, będę tam za sekundę. Bieber ty dowodzisz.- Skinął na mnie głową zanim wybiegł z sali.
-Słyszeliście go, zaczynajmy!- Krzyknąłem i rzuciłem piłkę do Chaza.
-Oh, chyba sobie żartujesz- Ryan zmarszczył swoją twarz, patrząc na coś za mną.
Odwróciłem się i obserwowałem jak Adam i jego przyjaciele z Południa wchodzą na salę. Myślę że starali się wyglądać na zastraszających? Bitch, please.
-Co ty robisz?- Zapytałem pochodząc do niego.
-Przyszedłem tu, żeby Ci powiedzieć żebyś trzymał się z dala od Eden, ty świrze- Spojrzał na mnie.- Widziałem Cię jak pomagałeś jej wspiąć się z powrotem do jej pokoju. Co do chuja ona robiła w twoim pokoju, huh?- Wrzasnął na mnie.
Eden jest jedynym dzieckiem, które słucha swoich rodziców? Ten dzieciak przeklina, Eva jest dziką imprezowiczką. Mogę sobie jedynie wyobrazić do czego zdolna jest Eden.
-Hej, co się dzieje w moim pokoju, zostaje w moim pokoju.- Uśmiechnąłem się szyderczo, starając się go wkurzyć. Podziałało.
-Eden by Cię nie dotknęła.- Syknął na mnie.- Stać ją na więcej niż na zabawę ze śmieciami.- Uśmiechnął się szyderczo.- Trzymaj się od niej z daleka.- Spojrzał na mnie.
-Jasne, ale nie mogę zagwarantować że ona będzie się trzymać z dala ode mnie, Perry.- Odwzajemniłem uśmiech.
-Pieprz się.- Warknął na mnie.
-Twoja siostra już to zrobiła.- Uśmiechnąłem się złośliwie.
Wyglądało na to że ma już dość. Jego pięści zacisnęły się i zamachnął nimi na mnie. Miał farta i uderzył mnie prosto w usta. Miałem właśnie zająć się skurwielem, dopóki Nolan i Ryan nie powstrzymali mnie.
-Uważaj na siebie Bieber. I trzymaj się z dala od mojej siostry.- Adam warknął, zanim wyszedł ze swoimi przyjaciółmi.
Potrząsnąłem głową z niesmakiem i odwróciłem się w stronę drużyny.
-Pieprzyłeś Eden?- Chaz spojrzał na mnie obrzydzony.- Stary, ona może i dobrze wygląda, ale jest cholernym południem! Co Ci o tym mówiliśmy?- Krzyknął na mnie.- Spójrz co zrobiłeś!- Wskazał na drzwi, przez które właśnie wyszedł Adam.
-Nie spałem z nią.- Krzyknąłem na niego. Nie mogłem się zmusić do powiedzenia, że nie „pieprzyłem” jej. Nie wiem dlaczego, to po prostu dziwne uczucie.
-Więc co do chuja ona robiła w twoim pokoju?- Zapytał.
-Ukradłem jej książkę, a ona wspięła się do mnie aby ją wziąć! Nie dotknąłem jej w ten sposób. Pomogłem jej wrócić do siebie! I z kimkolwiek, kurwa chcę spać, będę spać. Z Twoim lub bez Twojego pozwolenia. –Wrzasnąłem.
-Ona ma piętnaście lat stary.- Ryan spojrzał na mnie dziwnie.
-Jest gorąca jak na piętnastolatkę.- Josh Bellamy wzruszył ramionami.
Wszyscy mierzyli go wzrokiem, aż jego uśmiech nie zniknął.
-Co? To prawda.- Wymamrotał.
-Nie. Ona nie jest gorąca. Jest brzydkim, małym południem. I jeśli nie będziesz się trzymał z dala od niej stary. Cóż… wylatujesz z drużyny.- Stwierdził.
Spojrzałem na niego, najsilniejszym uczuciem jakie miałem w sobie, było uderzenie go w głowę.
-Po pierwsze, nie jestem nawet jej przyjacielem! Rozmawiałem z nią kilka razy. A po drugie, ja jestem kapitanem tej drużyny! Nie możesz mnie wyrzucić!- Krzyknąłem.
-Jeśli każdy z nas by zagłosował, to tak, możemy.- Uśmiechnął się złośliwie.- Więc jak będzie? Trzymasz się z dala od niej, czy wylatujesz z drużyny?- Zapytał mnie.
Spojrzałem na resztę chłopaków, którzy spuścili wzrok w dół, zawstydzeni tym że zgadzają się z Chazem. Westchnąłem i podniosłem piłkę.
-W porządku więc.- Chaz uśmiechnął się zadowolony.
Wszyscy się odwrócili i wrócili do gry. Wtedy poczułem krew w buzi i przyłożyłem dłoń do ust i zobaczyłem czerwoną ciecz na palcach. Skurwiel sprawił że krwawię.

~

Eden

Chodziłam po moim pokoju. Adam wyszedł około godzinę temu. Wrzeszczał na mnie za to że byłam w pokoju Justina. Mimo, że próbowałam mu wytłumaczyć że poszłam tam tylko po to żeby odzyskać moją książkę, nie uwierzył mi. Nie wiem dlaczego, nie jestem godną zaufania w tej rodzinie. Powinnam być jedyną najbardziej zaufaną osobą!
-Tatusiu, czy Adam już wrócił?- Zapytałam, stojąc na końcu schodów.
-Nie. Teraz wracaj na górę. Jesteś uziemiona. Zostajesz w pokoju. I chcę żebyś tego laptopa używała tylko i wyłącznie do celów naukowych. Sprawdzę historię.- Spojrzał na mnie.
Przewróciłam oczami i zaczęłam stawiać pierwszy krok.
-Nie przewracaj swoich oczu na mnie, młoda damo.- Krzyknął jak doszłam na górę.
Wystawiłam na niego język, mimo iż nie mógł mnie zobaczyć. Weszłam do mojego pokoju i usiadłam na łóżko. Zastanawiałam się, co się stało? Może nic. Może Justin opuścił trening. Kogo ja oszukuje? Adam jest okropny, kiedy jest zły. Westchnęłam, podeszłam do mojej werandy i otworzyłam drzwi, tylko po to żeby zobaczyć Justina siedzącego na swojej. Spojrzał w górę na mnie i mruknął coś.
-Czego chcesz?- Warknął na mnie.
-Wpadłeś na mojego brata?- Zapytałam.
Spojrzał na mnie.
-Nie mam tej krwawej wargi od wiatru, kochanie.- Wpatrywał się we mnie.
Westchnęłam i usiadłam na werandzie.
-Powtarzam, czego chcesz?- Zapytał mnie.
-Przeprosić. Za mojego brata.- zaczęłam- On jest prawdziwym… bólem w tyłku. Tak myślę.- Stwierdziłam.
Wzruszył ramionami.
-On może i być dupkiem, ale troszczy się o Ciebie.- Stwierdził.
-Nie musiał Cię za to uderzyć.- Powiedziałam.
-Ja może, tak jakby… powiedziałem kilka rzeczy, żeby go wkurzyć.- Spojrzał w moim kierunku.
Podniosłam brew, ale on pozostał cicho.
-Czy chcesz mnie oświecić?- Zapytałam.
-Może powiedziałem że ja… spałem z Tobą.- Uśmiechnął się. Opadła mi szczęka.- Oh, daj spokój. To było tylko po to żeby go wkurzyć. Zapłaciłem już za to , prawda?- Zapytał, wskazując na swoją spuchnięta wargę.
Westchnęłam i oparłam się o balustradę.
-Tak myślę, ale teraz on wyżyję się na mnie.- Wymamrotałam.- Jeśli usłyszysz strzały pistoletu, zadzwoń na policję.- Zażartowałam, powodując u niego śmiech.
-On wie że chciałem go tylko wkurzyć.- Justin wzruszył ramionami.- Tak myślę.-dodał.
-Jakie pocieszające.- Uśmiechnęłam się do niego, powodując jego śmiech.- Czy to boli? Twoja warga?- Zapytałam go.
Wzruszył ramionami.
-To się stało przeszło godzinę temu. Już jest dobrze.- Stwierdził.- Seks zawsze sprawia że czuję się lepiej.- Zaśmiał się. Moja szczęka opadła, a on wybuchnął śmiechem.- Wyraz twojej twarzy był cholernie bezcenny!- Śmiał się.
-Jesteś obrzydliwy.- Wykrzywiłam moją twarz.
-Jesteś tak zdegustowana seksem.- Roześmiał się.- Ty w ogóle wiesz co to jest obciąganie?- Uśmiechnął się do mnie.
-Jestem wystarczająco inteligentna, aby nie… rzucać mojego kota na wszystkich.- Powiedziałam, cytując Easy A.- I tak, wiem co to jest. Jestem dziewicą, nie głupkiem.- Spojrzałam na niego i skrzyżowałam ręce.
-Rzucać kota na wszystkich.- Zaśmiał się do siebie.- Nie powinienem nawet rozmawiać z Tobą w tej chwili.- Stwierdził opierając głowę na tylnej poręczy. Uniosłam brew.- Jesteś Południem. Chaz mi zabronił.- Uśmiechnął się.
-Wow, słuchasz Chaza? Bez obrazy, ale nie jest on najostrzejszym narzędziem w szopie.-Powiedziałam.
-Nie ma sprawy, to dureń. Ale ma rację.- Powiedział.- Możesz uczęszczać do naszej szkoły, ale jesteś Perry.- Powiedział.- Jesteście najbardziej znienawidzoną rodziną w mojej szkole. Tak jak moja rodzina jest najbardziej znienawidzona w szkole Twojego brata. Jeśli moja mała siostra poszłaby do Twojej szkoły, byłaby traktowana tak jak ty. Nawet gorzej.- Powiedział.
-Jak byłaby traktowana gorzej?- Zapytałam.
-Południowy Stratford jest wypełniony wymądrzałymi, wytwornymi dzieciakami. Nikomu nie byłby Ciebie żal. Nikt nie chcę się wyróżniać. Każdy chcę podążać za status quo i robić wszystko cokolwiek robią ich znajomi. Jesteś szczęściarą że ktoś się z Tobą zaprzyjaźnił w szkole.- Stwierdził.- Masz szczęście, że nawet ja mówię do Ciebie.- Odwrócił głowę w moją stronę.- Chociaż mogę przez to wylecieć z drużyny koszykówki.- Powiedział
-Więc dlaczego wciąż ze mną rozmawiasz skoro masz do stracenia tak dużo?- Zapytałam go.
Myślał przez chwilę.
-Szczerze mówiąc nie wiem dlaczego.- Stwierdził.

Justin

Prawie miałem łzy w oczach. Eden trzymała się za brzuch ze śmiechu.
-P-przestań, brzuch mnie boli- Stwierdziła.
-Ja tu płaczę- Śmiałem się, ocierając oczy.
Właśnie przypominaliśmy sobie każdy cytat, który się nam podobał z filmu „Step Brothers” i oboje zbzikowaliśmy.
-Nie wiedziałem że obejrzałabyś film taki jak Step Brothers. Jest tam sex, język i po prostu głupie gówno.- Roześmiałem się naprzeciw niej.
Siedzieliśmy tutaj rozmawiając od… godziny lub dwóch? Nie wiem, nie liczyłem godzin, ale był już prawie zachód słońca.
-Oglądałam to w domu przyjaciół. Moja rodzina nie wie że kocham tego rodzaje filmy. Oni myślą że moim ulubionym film jest wciąż Bambi.- Uśmiechnęła się do mnie.
Znikąd wrzasnęła i schyliła się.
Spojrzałem na nią dziwnie.
-Pszczoła właśnie mnie zaatakowała!- Stwierdziła.
-Połóż na ta płynny papier, zobacz czy umrze.- Powiedziałem, co sprawiło że wybuchła śmiechem ponownie. Kolejny cytat ze Step Brothers.
-Powinnam czytać teraz Romeo i Julię. A nie rozmawiać z Tobą. To mnie będzie dużo kosztować.- Westchnęła do siebie, ale tak naprawdę nie wyglądała na przejętą.
-Co robisz kiedy się nie uczysz?- Zapytałem jej. Ona rzeczywiście musi o tym pomyśleć.- Czy kiedykolwiek rzeczywiście robiłaś coś dla zabawy? Lub dla siebie?- Zapytałem jej.
Skinęła głową.
-Lubię… śpiewać czasami.- Powiedziała- Jestem w chórze kościelnym- Uśmiechnęła się.
-Zaśpiewaj dla mnie.- Powiedziałem jej.
Potrząsnęła głową.
-Nie, nawet nie jestem w tym dobra.- Mruknęła.
-Jasne, jasne.- Zaśmiałem się.
Przewróciła oczami i spojrzała w dół na swoje dłonie.
-Róbmy to codziennie.- Stwierdziłem.
Spojrzała w górę na mnie, zdezorientowanie widoczne w jej oczach.
-Co masz na myśli?- Zapytała mnie.
-Nie wolno mi z Tobą rozmawiać, Tobie nie wolno ze mną rozmawiać. Możesz być Południem, ale ja rzeczywiście lubię z Tobą rozmawiać. Każdego dnia, po szkole, spotkajmy się tutaj i będziemy rozmawiać aż do zachodu słońca.- Wzruszyłem ramionami.
-Ja nawet nie powinnam siedzieć tutaj dzisiaj z Tobą Justin. Jak może to przejść każdego dnia?- Zapytała.- Moi rodzice mówią że nie powinnam się zadawać z osiemnastoletnimi chłopakami.
-Moi przyjaciele mówią że nie powinienem kręcić się koło piętnastoletnich lasek, ale czy ich słucham?- Zaśmiałem się do niej.
Uśmiechnęła się i spojrzała w dół.
-Tylko do zachodu słońca.- Uśmiechnęła się w moim kierunku.
-Dobranoc Eden.- Uśmiechnąłem się do niej, wstając. Ona również wstała.
-Branoc Justin.- Pomachała zanim z powrotem weszła do pokoju.

Uśmiechałem się jak oglądałem ją kiedy zamykała drzwi swojej werandy i zasuwała zasłony. Tego ranka obudziłem się nienawidząc dziewczyny w drzwiach obok. Dziś wieczorem idę spać mając ją za przyjaciółkę. Taka szkoda że jest Południem. Tak czy inaczej będziemy dobrymi przyjaciółmi. Wydaję mi się że będziemy musieli trzymać naszą małą przyjaźń w tajemnicy od teraz.

wtorek, 4 czerwca 2013

Saved Your Life

-Jak mogliśmy tego nie zauważyć? To oczywiste że jest jedną z Perry! To wyjaśnia jej brzydką twarz.- Chaz zaśmiał się, przed wyrzuceniem dramatycznie rąk w powietrze.
Przewróciłem oczami, pewny tego że kłamie. To znaczy, mógłby wymyślić jakąkolwiek inną obrazę. Jezus, nawet to że jest świętoszką. Ale że jest brzydka? To jedyna obelga, która nie jest prawdziwa.
-W każdym razie, ona najwyraźniej nie może się umawiać na randki do póki nie skończy osiemnastu lat. Trochę wkurzyłem jej brata, pytając jak dobra może być w łóżku.- Zaśmiałem się.
-Będzie mieć szczęście jeśli ktokolwiek chciałby ją przed osiemnastką.- Ryan uśmiechnął się krzywo. Znowu przewróciłem oczami na ich głupie obrazy.- Dlaczego wciąż przewracasz oczami? Nie lubisz jej, prawda?- Ryan posłał mi dziwne spojrzenie.
-Boże, Justin! Ona jest niedopuszczalną strefą. Nawet jeżeli ją przelecisz i rzucisz… To jest jak zasada.- Chaz wrzasnął- Południe i Północ nigdy, przenigdy nie mogą być przyjaciółmi. Nie mówiąc już o pieprzeniu.- Chaz posłał mi oburzony wyraz twarzy, utrzymując cichy ton głosu, tak by nauczyciel nie mógł usłyszeć naszej rozmowy na tyłach.
-Zamknij się, nie miałem zamiaru się z nią przespać.- Wyśmiałem go- Ona ma piętnaście lat. Nie jestem pedofilem, wy idioci.- Wywróciłem oczami.
-Trzy lata to nie pedofilia, Justin. Nie słuchałeś niczego co Pan Bruce mówił na angielskim?- Taylor zapytała mnie- Myślę że wyglądałbyś z nią słodko. Awww.- Powiedziała, najprawdopodobniej wyobrażając to sobie w głowie.
-Przestań, ona jest tylko jakimś małym dzieciakiem. To po prostu… Fuj.- Skrzywiłem swoją twarz.
-Ona nie jest fuj. Jest słodka.- Uśmiechnęła się.
-Więc się z nią umów.- Uśmiechnąłem się- Wszystko jest lepsze od Chaza.- Zwróciłem swój uśmiech do Chaza, który tylko pokazał mi środkowy palec i pocałował usta swojej dziewczyny.
-Jesteś zazdrosny, że ja mam dziewczynę, a ty nie.- Uśmiechnął się.
-Nie chcę dziewczyny. Nie wiem czy słyszałeś, ale ja się nie randkuje. Nikt nie może uwiązać Justina Biebera. Nikt nie zadziera z Bieberem.- Uśmiechnąłem się.

~

-Ew, wydaję mi się że moje jedzenie jeszcze oddycha.- Taylor stwierdziła, szturchając widelcem bałagan na talerzu.- Czy oni się starają zabić nas tym jedzeniem?- Zmarszczyła brwi zdziwiona.
-Nie, oni po prostu Cię nienawidzą Tay.- Ryan zaśmiał się, sącząc picie, po czym zakrztusił się nim.
-Ha! Karma, suko!- Wyszczerzyła się do Ryana, który przewrócił oczami.- O mój Boże, Yay!- Wykrzyknęła znikąd. Spojrzałem na nią jak na niedorozwiniętą, a następnie podążyłem za jej wzrokiem, który prowadził do Eden, idącą z inną dziewczyną.- Znalazła przyjaciółkę.- Wyszczerzyła się.
-Frajerka zaprzyjaźniła się z innym wyrzutkiem.- Chaz zaśmiał się, zdobywając spojrzenie od Taylor. Dlaczego ktoś tak miły jak Taylor jest z kimś takim jak…Chaz? Oh, no cóż. Nie mam zielonego pojęcia. –Ała, dlaczego musisz mnie krzywdzić? Mam swoje zdanie, tak samo jak ty masz swój kochanie- Spojrzał z powrotem na nią.
-Twoja opinia jest do bani.- Wystawiła język na niego.
-Taa, no cóż, to Twoja opinia.- Chaz uśmiechnął się z powrotem do niej.
Wywróciłem oczami na nich i patrzyłem jak Eden zajmuje miejsce z drugą dziewczyną, której imienia nie znałem.
-Jak ta dziewczyna się nazywa, tak w ogóle?- Zapytałem ciekawy.
-Nie wiem, one są prawdopodobnie na tym samym roku.- Taylor przekrzywiła głowę na bok.
-Kogo to obchodzi? Nazwijmy je Wyrzutek Numer Jeden i Wyrzutek Numer Dwa.- Nolan uśmiechnął się, powodując śmiech Mitch. Ale Mitch śmieje się ze wszystkiego i z niczego.
-Nazywa się Eden.- Poprawiłem z lekko piorunującym spojrzeniem. To sprawiło że każdy posłał mi dziwne spojrzenie przy stole. Nawet Taylor.- Co?- Zapytałem, z powrotem kopiąc w moim jedzeniu mimochodem.
-Czy ty ją właśnie obroniłeś?- Zdziwione spojrzenie Taylor zamieniło się w szeroki uśmiech.
-Nie-wyśmiałem ją- Jej imię jest po prostu… bardzo głupie. Znaczy, została nazwana po ogrodzie.- Przewróciłem oczami. Znam moją religię, luz.- To zabawniejsze nazywać ją Eden.- Wzruszyłem ramionami.
Chaz przewrócił oczami i roześmiał się.
-On ma rację. To głupie imię.- Mitch się zgodził.- Adam, Ewa i Eden. Jezu, co jest nie tak z ich rodzicami?- Zaśmiał się.
-Jej ojciec jest kapłanem. Jej mama też ma coś wspólnego z kościołem.- Chaz wzruszył ramionami.- Nieważne, oni są po prostu bandą jezusowych dziwaków tak czy inaczej.- Zaśmiał się i zaczął jeść.
-Myślę że jest naprawdę miłą dziewczyną. Plus, imię Eden jest kompletnie i totalnie urocze.- Taylor uśmiechnęła się.
-Czy możemy przestać o niej mówić? Zaraz zwrócę moje jedzenie.- Ryan narzekał, powodując uśmiech u każdego siedzącego przy stoliku, oprócz mnie i Taylor. Nie to że to nie było zabawne, bo było. Ja po prostu… nie śmiałem się z tego. Nie wiem dlaczego.

~

Eden

Zauważyłam że stolik Taylor i Justina wpatrywał się we mnie jak zajmowałam miejsce przy stoliku na stołówce razem z Maggie. Maggie jest prawdopodobnie jedyną osobą , której nie przeszkadzało zapomnieć o innych i być miłą dla mnie.
-Dlaczego się gapisz na stolik popularnych?- Zapytała mnie, marszcząc brwi.
-Oni wciąż się na mnie gapią. To mi przeszkadza.- Wymamrotałam.- Nie lubią mnie, ponieważ mój brat i siostra chodzą do Południowego Stratfordu- Stwierdziłam.
-Wiem, to głupie.- Westchnęła- To nie twoja wina. Ty nawet nie chodzisz do tej szkoły.- Wzruszyła ramionami.
-Dlaczego oni się nienawidzą? Szkoły, mam na myśli?- Zapytałam.
-Cóż, to zaczęło się w zeszłym roku. Justin Bieber i twój brat, zaczęli w rzeczywistości tą wojnę.- Zachichotała.- Justin zdobył kosz i Adam twierdził że ten szturchnął go łokciem w brzuch, więc nie zdobyli tego punktu za trafienie i przegrali mecz. Od tamtej pory Justin i Adam nienawidzą siebie nawzajem. To głupie, tak myślę.- Wzruszyła ramionami.

-Wyjątkowo głupie.- Przytaknęłam głową- Ale szczerze mówiąc mój brat jest tak jakby… palantem, tak myślę.- Powiedziałam z lekkim uśmiechem, co spowodowało u niej chichot.

~

-Spóźniłaś się- Stwierdził tata, jak weszła przez drzwi od domu.
Westchnęłam i położyłam klucz na szafeczce.
-Rozmawiałam ze znajomą tato. To wszystko.- Powiedziałam.
Zmrużył oczy na mnie i wrócił do czytania swojej gazety. Weszłam po schodach na górę i do mojego pokoju. Wciąż nie rozpakowałam mojego pokoju. Właśnie wróciłam, po kilku latach ze wspólnego mieszkania z babcią. Walczyła z rakiem piersi i niestety przegrała. Wróciliśmy, więc tata mógł się upewnić, że mama nie była zbyt smutna, a ja złożyłam podanie do South Stratford High, ale nie zostałam przyjęta. Moi rodzice byli naprawdę wścielki, a ja byłam zmuszona do nauki, aby zaliczyć test, który mogę napisać wciągu miesiąca.

Podeszłam do mojej werandy, otwierając drzwi, odciągając żaluzję w bok, zostałam przywitana ze wspaniałym widokiem na… drzwi obok. To cuchnie, że Justin mieszka tuż w drzwiach obok. Ostatniej nocy słyszałam jęki dziewczyny dochodzące z jego domu. Nie mogę zrozumieć jak ktoś może, przejść przez liceum, nie przestrzegając reguł i uprawiając seks ze wszystkim co się rusza. Dość obrzydliwe, jeśli mnie pytasz.

Weszłam do łazienki i włączyłam prysznic. Lubię brać prysznic przed nauką, ponieważ to sprawia że czuję się zmęczona. Jeśli wezmę prysznic po nauce, to rozbudzę się i nie będę w stanie zasnąć, co sprawi że będę zmęczona w szkole następnego dnia. Muszę się skupiać podczas szkoły.

Muszę się dostać do Stratford South High. Nie pasuję tutaj. Jedyni ludzie, którzy są dla mnie mili to Taylor i Maggie. Reszta szkoły gardzi mną za bycie Perry. Czy oni naprawdę są tak zaangażowani w rywalizację? Wzięłam szybki prysznic, a następnie zatonęłam w nauce. Postanowiłam przenieść się na werandę i popracować tam. Zimny wiatr był przyjemny, zamiast bycia w moim dusznym i małym pokoju.
-Yo, kujonie- Usłyszałam ochrypły chichot.
Odwróciłam głowę i zobaczyłam Justina opartego o krawędź swojej werandy, na wprost mojej. Nasze werandy były około metr od siebie. To doskonale. Teraz wiem dlaczego Ewa i Adam nie chcieli tego pokoju.
-Nie jestem kujonem, ja po prostu chce być dobra na moich zajęciach.- Spojrzałam na niego i otworzyłam „Romeo i Julia”, coś co obecnie przerabiam w dziesiątej klasie angielskiego. Uważam to za bezcelowe, uczenie się o tym teraz, jeżeli i tak będziemy robić to ponownie w dwunastej klasie. Myśl mnie dopadła.-Przerabiacie Romeo i Julie na angielskim?- Zapytałam Justina.
-Oh, Boże. Nie jesteś też na mojej lekcji Angielskiego, nie?- Wyglądał na wyraźnie zirytowanego.
-Nie, jestem tylko na zaawansowanej matematyce.- Stwierdziłam.
-Oh, więc tak.- Odpowiedział mi.- Ty też się o tym uczysz?- Zapytał, ja po prostu przytaknęłam głową. On musiał już przez to przejść. Może mogłabym dostać jakieś wskazówki? Nie. To byłoby złe dla tak wielu powodów. Jeden, on prawdopodobnie nawet nie zrobił swojej pracy i jakoś zdał dziesiątą klasę. Dwa, moi rodzice i rodzeństwo chyba by się przewrócili. Trzy, nie pomógłby mi nawet gdybym miała nie zdać.
-Kto jest Twoim nauczycielem?- Zapytał.
-Pan Lord.- Powiedziałam jedynie, umieszczając resztę książek w mojej torbie, więc mogłam zacząć czytać „Romeo i Julia”. Całkiem bezsensowna historia, jeśli pytasz mnie.
-Ah, on jest prawdziwym dupkiem.- Justin zaśmiał się.
-Język- Ostrzegłam go. Widziałam kątem oka jak przewraca oczami. –Jeśli nie masz nic przeciwko, chciałabym trochę ciszy i spokoju w czasie czytania książki.- Stwierdziłam.
-Dlaczego po prostu nie obejrzysz filmu?- Zapytał.
-Ponieważ, nie ma tak dużo szczegółów jak w książce. Poza tym, powiedziano mi że mam przeczytać książkę, a nie iść i wypożyczyć film.- Powiedziałam, zaczynając się irytować.
-Oboje giną na końcu, tak czy inaczej.- Mruknął- Głupia historia miłosna.- Przewrócił oczami.
Przynajmniej jest jedna rzecz w której się zgadzamy. Przewróciłam do pierwszej strony i zaczęłam czytać pierwszą linijkę, dopóki nie przerwał mi ponownie głos Justina.
-Dlaczego chcesz iść do Południa tak bardzo? To szkoła jest tak snobistyczna. Potem znowu, tak jak ty.- Parsknął.
-Nie jestem!- Prychnęłam.
-Totalnie myślisz że jesteś lepsza od innych wokół.- Stwierdził.- W końcu jesteś Perry.- Zaśmiał się w moją stronę.
-Nie powinieneś oceniać książki po okładce, dziękuję Ci bardzo. Nie jestem jak mój brat i siostra.- Warknęłam na niego ze złością i spojrzałam z powrotem w dół na książkę.
-Masz rację. Twoja siostra jest dosyć gorąca, a ty jesteś… Tobą.- Wymamrotał.
Przewróciłam oczami. To nie tak że nie słyszałam tego już wcześniej. Wszyscy chłopcy myślą że moja siostra Ewa jest gorąca. Oczywiście, ona jest tą doskonałą. Będąc rok starszą, jest dużo mądrzejsza. Chłopcy ją kochają. Dziewczyna chcą być nią. Jest małą księżniczką tatusia i doskonałą córką mamy. Nawet jeśli, tak naprawdę jest głównie… kłamcą. Śpi wokoło i szaleje na imprezach. Ona jest jak żeńska wersja Justina, szczerze mówiąc.
-Myślisz że tego nie wiem?- Warknęłam na niego i spojrzałam w dół na książkę. Justin milczał po tym. –Dlaczego wciąż tu jesteś? Nie będziesz miał kłopotów u przyjaciół, za to że rozmawiasz z Południem?- Rzuciłam.
-Nie mam kłopotów za robienie czegokolwiek. Robię to co chcę, kiedy chcę.- Zachichotał.
-Och, co za buntownik.- Przewróciłam oczami.
-Naprawdę masz nie wyparzoną buzię, nie?- Wydawał się zirytowany.
Jeśli był tak zirytowany, dlaczego nie mógł po prostu iść już sobie?
-Mogę powiedzieć to samo o Tobie.- Mruknęłam, starając się skupić na książce.
Burknął i wszedł z powrotem do środka. Wreszcie. Będę mieć spokój.
-EDEN!- Moje imię było wykrzyknięte, przez drzwi mojej sypialni.
Powiedziałam za szybko.
Westchnęłam i położyłam książkę na ziemi, zanim udałam się do drzwi od sypialni, w których stała moja siostra Ewa.
-Chcesz ciasteczek? Mama jakieś zrobiła.- Uśmiechnęła się do mnie słodko.
Ona może być kłamcą, ale jest dobrą siostrą. Spojrzałam w dół na jej szczupłą figurę, marząc o takiej samej.
-Nie dziękuję. Nie jestem głodna.- Powiedziałam.
Wzruszyła ramionami i zeszła na dół. Westchnęłam i wróciłam na moją werandę. Rozejrzałam się wokoło za książką, której nie było nigdzie widać.
-Szukasz tego?- Usłyszałam chichot. Spojrzałam w górę, zauważając Justina stojącego z moją książką w dłoniach.
-Oddaj to, potrzebuje tego. Muszę skończyć to na czas, aby zrobić esej.- Westchnęłam, wyciągając moją rękę po to, ale on tylko skrzyżował ramiona i uśmiechnął się do mnie. – Co chcesz w zamian za to, więc?- Westchnęłam.
-Nic. Musisz po prostu przyjść tu i wziąć to?- Uśmiechnął się szeroko.
-Żartujesz sobie? Chcesz żebym spadła i się zabiła, albo coś?- Zapytałam. On tylko wyszczerzył się jeszcze szerzej.- Oczywiście że chcesz.- Mruknęłam.- Nie będę się wspinać po tej werandzie.- Stwierdziłam, krzyżując ramiona.
-Wygląda na to że oddasz swój esej trochę później.-  Uśmiechnął się złośliwe, zanim wszedł z powrotem do środka pokoju z książką w rękach.
Mogę powiedzieć moim rodzicom lub bratu. Mój tata najprawdopodobniej pozwałby Justina, a Adam prawdopodobnie próbowałby z nim walczyć. Cokolwiek Justin zrobi, wkurza ich. Nie mogę zejść na dół i pójść do jego domu. Mój ojciec by pytał gdzie idę, a ja nie mogłabym skłamać. On by po prostu… wiedział.
Burknęłam, zanim chwyciłam werandę, uniosłam się nad nią i przeszłam na drugą stronę. Spojrzałam na drugą werandę, która była tylko metr dalej. Spojrzałam w dół i zapiszczałam widząc ziemię. Jeśli upadnę, z pewnością umrę, lub przynajmniej złamię każdą kość w moim ciele. Wychyliłam nogę starając się przejść na krawędź przeciwległej werandy. Jedna stopa już stała na niej, ostrożnie wyciągnęłam rękę aby chwycić się barierki. Teraz miałam jedną nogę i jedną rękę na werandzie Justina, a moja druga ręka i noga na mojej.
Musiałam sięgnąć do niej szybko, w przeciwnym razie, spadłabym i to nie byłby piękny widok. Przypomnij mi jeszcze raz, dlaczego ryzykuję moje życie dla głupiej książki, o głupiej historii, o głupiej parze która się w sobie głupio zakochała? Liczyłam do trzech w głowie, zanim szybko przeszłam na werandę Justina. Przez sekundę myślałam że jestem bezpieczna, zanim moja noga się ześlizgnęła, co spowodowało mój upadek, ale złapałam za krawędź zanim spadłam na ziemię.
-O mój Boże- Wyszeptałam do siebie, wisząc tam. Mogłam poczuć jak moje ręce powoli się ześlizgują. I z jakiegoś powodu, przez minutę, czułam że krzyk o pomoc do mojego ojca lub brata wpakowałoby mnie w więcej kłopotów, niż upadek na ziemie i złamanie nogi.
-Ja pierdolę.- Justin przeklął, jak zauważył mnie wiszącą tam i pobiegł mi na ratunek. Chwycił moje przedramiona i podciągnął mnie do góry. Ała, będzie siniak. Jak moje stopy poczuły krawędź werandy ponownie, on położył swoje dłonie na mojej talii i przeniósł mnie nad nią. Oczywiście, jak w każdym kiepskim filmie jakie robiono, upadłam na niego. W przeciwieństwie do tych tandetnych filmów, zamiast patrzeć w jego oczy, pocałować go i dziękować za uratowanie życia, wstałam i uderzyłam tył jego głowy.
-Co jest, kurwa?- Przeklął na mnie.
-Przez Ciebie prawie umarłam!- Zadrwiłam, wskazując na niego i szturchając jego klatkę piersiową. Taak, jestem twarda.
-Nie kazałem Ci tego robić! Cholera, nie wiedziałem że będziesz miała w ogóle zamiar to zrobić!- Wrzasnął z powrotem na mnie.- Cholera jasna, to było głupie posunięcie! Wszystko dla jebanej książki?- Zaklął. Uderzyłam go ponownie.- Ała, co do cholery?!- Krzyknął.
-Język- Spojrzałam. On patrzał na mnie ze złością.- Czy mogę dostać teraz moja książkę? Muszę iść do domu.- Westchnęłam.
Podniósł książkę z łóżka i wręczył ją mi. Cholera, jak ja się dostane do domu teraz?
-A jak masz zamiar się dostać do domu?- Uśmiechnął się złośliwie. Odwróciłam się do tyłu i spojrzałam na werandę.- Chcesz trochę pomocy tym razem?- Zaśmiał się.
Żałowałam że przyszłam tutaj na pierwszym miejscu. Skinęłam głową. On skinął na mnie abym szła przed siebie. Wspięłam się na krawędź ponownie, a on trzymał mnie w pasie podczas gdy ja przeszłam z powrotem na moja werandę. Pójdę do piekła za to… Wyprostowałam mój strój i spojrzałam z powrotem na Justina.
-Więc?- Zapytał.- Nie zamierzasz podziękować mi, za pomoc i w dużym stopniu uratowanie życia?- Zaśmiał się.
-Dlaczego powinnam, kiedy to ty byłeś powodem dla którego prawię umarłam?- Spojrzałam na niego.
-Ponieważ to ty byłaś jedyną, na tyle głupią, aby się wspinać?- Uśmiechnął się.- Uratowałem Ci życie i nawet nie zamierzasz mi podziękować?- Zapytał.
-Nie uratowałeś mi życia. Ale dziękuję. Za… uratowanie mnie od złamania kości.- Powiedziałam.
-Cokolwiek, uratowałem Twoje życie.- Uśmiechnął się złośliwie i odwrócił się wchodząc do domu.
Westchnęłam i weszłam do mojego pokoju, zamykając drzwi od werandy za sobą. Wtedy usłyszałam walenie w moje drzwi.
-Eden Mary Perry, otwórz te drzwi w tej chwili!- Głos mojego ojca wrzasnął.

Uh-oh.


*

Podoba się? Mam nadzieję że tak i że nie ma za wiele błędów, ponieważ nie sprawdzałam. Jest godzina druga w noca, a ja piszę ten rozdział. Przepraszam, że nie było tak długo, ale nie miałam zupełnie czasu.

Dziękuję, dziękuję, dziękuje za każdy komentarz. To naprawdę miłe że podoba wam się moje tłumaczeniei doceniacie to co robię. Kocham Was!;*

Jutro zrobię zakładkę Informowani. Więc kto by zechciał być informowany o nowych rozdział, będzie mógł śmiało podawać swojego twittera w tej zakładce.

Pozdrawiam! 

wtorek, 28 maja 2013

Honestly

Eden

Z jakiegoś powodu, dziewczyna która została przydzielona do oprowadzania mnie, całkowicie mnie wystawiła, mówiąc że nie może być zemną widywana bez jakiegokolwiek powodu. Co ja zrobiłam? To dlatego że jestem nową dziewczyną? Albo może dlatego że jestem zbyt brzydka, aby być obok niej?
-Hej!- Dziewczyna z ciemnymi, blond włosami przywitała mnie, zanim wślizgnęła się na miejsce na wprost mnie.
Zauważyłam że jest ze stolika, który patrzał na mnie jak przechodziłam wcześniej. Dlatego też ogromnie mnie to zmyliło.
-Mam na imię Taylor, jestem seniorem- Uprzejmie wyciągnęła do mnie rękę.
-Eden- Odpowiedziałam potrząsając jej rękę, niepewna tego czy był to jakiś rodzaj żartu.
-Eden? To takie piękne imię!- Wyszczerzyła się do mnie. Wyglądała na naprawdę miłą osobę. Czy tylko ona jedna?- Czy ma ono jakieś specjalne znaczenie?- Zapytała.
-Zostałam nazwana po Ogrodzie Eden- Stwierdziłam- No wiesz? Adam i Ewa?- Zapytałam.
-Oh!- Wyszczerzyła się, strzelając palcami- To całkowicie urocze- Ona uśmiechnęła się- Podoba mi się twoja, um, koszulka. Jesteś z Południowego Stratford?- Zapytała mnie.
-Oh, nie. To koszulka mojego starszego brata. Ostatnio przeniosłam się z nim i moim tatą.- Stwierdziłam. Taylor uśmiechnęła się jeszcze szerzej.- Pochodzę z Winnipeg.- Powiedziałam.
Może to dlatego ludzie boją się być widywani ze mną? Mój brat wspomniał coś o jakieś wojnie pomiędzy dwoma szkołami.
-To dlatego ludzie już na starcie mnie nie lubią?- Zapytałam.
-Będę z Tobą szczera i powiem że tak- Ona zaśmiała się.- Tu jest ta głupia rzecz ze śmiertelnymi wrogami między szkołami. Oni zawsze zwyciężają wydarzenia takie jak koszykówka, cheerleading, to powoduje że każdy jest taki drażliwy- Stwierdziła.
-Nie zostałam przyjęta- Powiedziałam- Trzeba być niezwykle mądrym żeby się dostać. Jak mój brat i siostra.- Dodałam.
-Oh, Jestem pewna że jesteś bardzo mądra!- Ona uśmiechnęła się do mnie.- Chcesz usiąść z nami? Jest miejsce dla jednej osoby- Stwierdziła z uprzejmym uśmiechem.
Spojrzałam za nią i zobaczyłam jak wszyscy jej znajomi patrzą na mnie… z obrzydzeniem.
-Em, Nie sądzę że twoi znajomi za bardzo mnie lubią- Powiedziałam.
Taylor odwróciła się do tyłu i jej znajomi natychmiastowo się odwrócili, udając jakby nic się nie stało.
-Ale dziękuję za ofertę, to naprawdę miłe z Twojej strony- Stwierdziłam wstając, następnie udałam się do najbliższego kosza, aby wyrzucić moją tacę.

~

Justin


Wszyscy obserwowaliśmy uważnie jak młodsza dziewczyna wstała i wyszła ze stołówki, uprzednio wyrzucając swoją tacę do kosza. Taylor odchrząknęła, wstała i wróciła z powrotem do naszego stolika.
-Ludzie wystraszyliście ją!- Taylor mruknęła, siadając obok Chaza.- Nikt jej nie lubi i to wszystko przez tą głupią rzecz z rywalizacją. I zgadnijcie co! Ona nigdy nawet nie chodziła do tej cholernej szkoły. Koszulka jest jej brata- Spojrzała na nas wszystkich.
Ryan wzruszył ramionami i kontynuował jedzenie swojego pokarmu.
-Jest spokrewniona z jednym z nich. Wciąż źle.- Chaz stwierdził.
-Ona nie została przyjęta do tej szkoły- Taylor westchnęła, coraz bardziej wzburzona zachowaniem wszystkich przy stole.
-Ha. Więc, złożyła podanie? Nieważne. Jest Południem. Jeśli nikt nie będzie z nią rozmawiał to może wróci tam skąd przyszła.- Nolan uśmiechnął się złośliwie.
Musiałem przyznać. To byłoby trochę okrutne. Ona była jeszcze dzieckiem.
-Ona jest jeszcze dzieckiem!- Taylor krzyknęła, łapiąc uwagę całego stolika.
-Wciąż mówisz o tym małym bachorze z Południowego Stratfordu?- Charlotte zapytała, przewracając oczami.
Ja po prostu milczałem.
-No ludzie, jesteście okropni. Myślicie że to właściwe, aby traktować tak człowieka? Młodą dziewczynę?- Taylor zapytała, rozglądając się po całym stoliku, który wydał się nie zgadzać z nią.
-To sposób w jaki traktuję się Południe- Ryan parsknął śmiechem, powodując że cały stolik się roześmiał.
-No dalej! To jest znęcanie się, ludzie. Chaz?- Zapytała się jej chłopaka.
Chaz westchnął. Spojrzał na Ryana, który się uśmiechnął, potem na mnie. Ja po prostu odwróciłem wzrok a następnie spojrzałem w dół na swoje stopy.
-Kochanie, wiesz jak źle by to wyglądało jeżeli pozwolilibyśmy Południowi spędzać czas z nami?- Chaz stwierdził.
Taylor była wkurzona. Można było niemal zobaczyć parę wychodzącą z jej uszu. Ona prychnęła, wstała i odeszła nie mówiąc słowa. Nie podobało mi się to, ale miała rację.

~

-Bieber, spóźniłeś się. Gdzie byłeś?- Pan Howard warknął, jak wszedłem spóźniony do klasy matematycznej.
-Łazienka- Wzruszyłem ramionami, siadając.
-Pozwalałem ssać swojego kutasa- Chaz dodał, wysyłając mi uśmieszek. Wywróciłem oczami i pokazałem mu środkowy palec. Ok, nie robiłem żadnych nieprzyzwoitych rzeczy, to była po prostu sesja gorących pocałunków. Pozwolić sobie obciągnąć w męskiej toalecie? Kurwa, nie.
-Koleś patrz kto ma zaawansowaną matmę.- Nolan uśmiechnął się, szturchając mnie.
Spojrzałem przed siebie i zauważyłem laskę z Południa, siedzącą przed nami. On uśmiechnął się złośliwie i zaczął zgniatać kawałek papieru. Westchnąłem i z powrotem zatonąłem w moim krześle. Wierz mi, nikt nie lubi znęcać się nad kujonami bardziej niż ja. Ale z jakiegoś powodu, żal mi było tej jednej. Ona nie ma żadnych przyjaciół, w ogóle. Zilch. Zero. Nil.
-Hej, południe.- Nolan roześmiał się i zaczął szturchać jej krzesło stopą.
Ona nie odwróciła się, siedziała w bezruchu. Mądry ruch. Nolan postanowił rzucić papier w jej głowę, tak czy siak. Odwróciła się i spojrzała na niego. To był rodzaj strasznego spojrzenia. Ale Nolan nie był wzruszony.
-Cholera, to wszystkie z Południa są takie brzydkie czy tylko ty?- Chaz uśmiechnął się złośliwie do niej.
Na szczęście Taylor nie była w tej klasie. Bo jeżeli by była to Chaz straciłby dziewczynę za to zdanie.
Ona wzięła oddech, po czym go wypuściła, a następnie odwróciła się z powrotem. Była słodka, przyznaję. Choć wciąż ma piętnaście lat. Nie jest ani gorąca, ani seksowna. Tylko słodka. Ładne oczy, ale nie widziałem jej uśmiechu jeszcze, więc nie wiem nic o nim.
-Południe- Nolan zaśpiewał, wciąż kopiąc jej krzesło.
Spojrzałem w górę i zauważyłem że Pan Howard nuci podczas pisania równań matematycznych na tablicy, nie mając pojęcia co się dzieje.
-Zostaw mnie w spokoju!- Ona wyszeptała/krzyknęła na Nolana jak się odwróciła.
On korzystając z okazji rzucił inną piłką papieru w nią, trafiając jej ramię. Na szczęście facet nie był w drużynie koszykówki. Ma strasznego cela. Ona spojrzała w dół na papier i zaśmiała się.
-Musisz popracować nad rzucaniem- Stwierdziła, zanim się odwróciła.
-Wymądrzała suka- Nolan przeklną, opadając z powrotem w swoim krześle.
Westchnąłem i potrząsnąłem głową. I to są głupcy, których nazywam moimi najlepszymi przyjaciółmi.

~

-Biebs, potrzebujesz podwózki do domu?- Chaz krzyknął ze swojego czarnego Forda.
Skrzywiłem się wiedząc, że nie było w ogóle miejsca. W środku był Ryan, Nolan, Taylor i Mitch. To pięć, czyli maksymalna liczba miejsc w jego aucie.
-Możemy Cię wcisnąć do środka, jeżeli chcesz chłopie!- Zawołał.
-Nie, jest dobrze. Chce iść pieszo!- Odkrzyknąłem z powrotem, następnie wysyłając znak pokoju.
On wzruszył ramionami i odjechał. Nie zanim zboczył autem w stronę dziewczyny z Południa, przez co upuściła książki z przerażenia. Chaz może być idiotą, ale nigdy by nie uderzył dziewczyny samochodem. Po prostu ją przestraszył. Jestem pewien że ma przesrane za to od Taylor.
Jego samochód wyjechał na drogę, zostawiając mnie i Południe jako jedynych na parkingu.
-A niech to.- Ona westchnęła, podnosząc kartkę papieru, która wpadła do kałuży. Zgniotła ją i wrzuciła do kosza. Kim ona jest? Środowiskowym-świrem? Patrzyłem jak wiatr zwiał kilka kartek w moją stronę. Wydawało się że nie zauważyła że mam jej kartki, ponieważ umieściła pozostałe w jej plecaku i ruszyła do domu.
-Hej Południe!- Zawołałem ją. Zatrzymała się w pół kroku, następnie powoli odwróciła się, wyglądając na zupełnie zirytowaną.
-Nie nazywam się Południe.- Stwierdziła, patrząc na mnie ze złością.
-No cóż, jak inaczej miałem Cię zawołać kiedy zapomniałaś swoich papierów?- Zapytałem, podając jej kartki.
Spojrzałem na nie przelotnie. Poprawa pytań na jej lekcje matmy? Czy ona jest poważna?
-A tak w ogóle to dlaczego chcesz być taka dobra w matematyce?- Zapytałem.
-Chcę być przyjęta do Południowego Stratfordu.- Stwierdziła.- Tutaj jestem najwyraźniej nie mile widziana.- Powiedziała, wyglądając na zdenerwowaną.
-Dlaczego nie zostałaś przyjęta wcześniej?- Zapytałem.
-Dlaczego chcesz wiedzieć?- Ona zakwestionowała.
Szczerze mówiąc to sam nie wiem.
-Próbujesz znaleźć inną rzecz, aby można się było nade mną poznęcać, hm?- Wyglądała na wkurzoną.
-Rany, nie skręcaj swoich majtek. Tylko pytam.- Przewróciłem oczami.- Chcesz te jebane papiery, czy powinienem wyrzucić je do kosza?- Zapytałem ją.
Ona wzięła je ode mnie i włożyła do torby.
-Nie powinieneś przeklinać.- Powiedziała cicho.
Zmarszczyłem brwi i dałem jej minę w stylu „wtf”. Piętnastolatka, która nigdy wcześniej nie przeklinała? Zacząłem się śmiać, dosłownie.
-Co jest takie śmieszne?- Zapytała.
-Ty poważnie nigdy nawet nie przeklinałaś ani nic? Cholera, ty naprawdę jesteś świętoszkiem, prawda?- Zaśmiałem się.
-Nie jestem!- Wyszydziła.- To nie… To nie przynależy damą.- Stwierdziła.
Wzruszyłem ramionami. Ona brzmiała jak córka, którą moja matka zawsze chciała. Albo dziewczyna, z którą moja mama zawsze chciała, abym się ożenił. Taak, pieprzona racja.
-To nie są Converse*- Spojrzałem w dół na jej buty.
Ona tylko popatrzyła w górę na mnie, zanim rozpoczęła swoją drogę do domu. Uśmiechnąłem się do siebie i również zacząłem iść.
Ona odwróciła się i zobaczyła mnie za sobą. Udawała że wcale jej to nie przeszkadza, ale można było zauważyć że jest zirytowana. Skręciła w lewo, tak jak ja. Następnie skręciła w prawo, tak jak ja.
-Dlaczego mnie śledzisz?- Krzyknęła na mnie.
-Nie śledzę Cię!- Roześmiałem się.
-Ach, tak? Więc jak to się nazywa, gdy ktoś siedzi Ci na ogonie i skręca za każdym razem kiedy ty to zrobisz?- Wpatrywała się we mnie.
-Nie wiem, może to fakt że mieszkamy na tej samej ulicy?- Zaśmiałem się do niej, zatrzymując się na przeciwko mojego domu.
Ona zmarszczyła brwi i spojrzała na mój dom. Dzieliłem go z mamą i z dziadkami. To nie wiele, ale wciąż dom.
-Oh- Powiedziała bezgłośnie.- Mieszkasz tu?- Wskazała na mój dom.
Przytaknąłem głową.
-A ty gdzie mieszkasz?- Zapytałem jej.
Ona po prostu stała w miejscu i wskazała na dom obok mojego. Zmarszczyłem brwi.
-Nie, to dom kapłana.- Zaśmiałem się. Ona skinęła głową.- Mieszkasz z kapłanem?- Zapytałem. Skinęła głową. To dlatego jest taka stosowna.
-On jest moim ojcem. Moja matka i ja mieszkałyśmy w Winnipeg przez kilka lat, opiekując się moją babcią- Powiedziała- Mieszkam tu.- Wskazała na dom. Wtedy uświadomiłem sobie.
-Czekaj, jesteś młodszą siostrą Adama Perry?- Spojrzałem na nią w szoku.
-Eden!- Znajomy, irytujący głos Adama Perry zawołał jak drzwi wejściowe domu obok się otworzyły. Więc to jej imię. Eden. Chwila, jej brat nazywa się Adam, jej siostra Ewa i ona ma na imię Eden? Kurwa mać.
-Po co rozmawiasz z Bieberem?- Zapytał, krocząc do Eden.
To jest niewiarygodne.
-Oh, po prostu stajemy się bardzo dobrymi przyjaciółmi z Twoją młodszą siostrą, Adam.- Uśmiechnąłem się złośliwie do niego, wiedząc że go to na pewno zirytuje.
-Wejdź do środka.- Adam mruknął do Eden, kładąc rękę na jej ramieniu.
-Ale ja..- Eden zaczęła, ale widziałem że ręka Adama na jej ramieniu się zacieśnia.
Ona westchnęła i posłała mi spojrzenie mówiące „sorry”, a następnie weszła do środka.
-Trzymaj się z daleka od mojej młodszej siostry, słyszysz mnie? To już wystarczająco złe że musi chodzić do twojej żałosnej szkoły.- Splunął na mnie- Ona jest zbyt dobra dla Ciebie- Uśmiechnął się.
Jakbym w ogóle myślał o randkowaniu z nią.
-Wiesz co Perry? Ona jest całkiem słodka.- Uśmiechnąłem się podchodząc bliżej niego.-Zastanawiam się jak dobra jest w łóżku, eh?- Mrugnąłem.
On rzucił się na mnie, ale zatrzymał się kiedy jego ojciec wrzasnął jego imię. Westchnął i cofnął się.
-Adam! Co tu się dzieje?- Kapłan Perry wyszedł z domu.
-Nic tato.- Adam stwierdził.-Tylko mówię Justinowi, że Eden nie może randkować do ukończenia osiemnastu lat. Prawda, tato?- Zapytał, odwracając się do swojego ojca, który skinął głową.
Jakbym był tym, który kiedykolwiek przestrzegał reguł. Nie to że chcę się umawiać z Eden. Ona jest słodka, ale ja jestem typem chłopaka „przeleć i rzuć”. Może mógłbym wypróbować to na niej? To by zdecydowanie wkurzyło ich wszystkich.
-Wracaj do środka chłopcze. Musisz poduczyć Eden, żeby mogła się wydostać z tej paskudnej szkoły.- Kapłan strzelił mi zdegustowany wygląd.
Jak na kapłana nie był za bardzo święty. Adam posłał Justin jeszcze jeden obrzydliwy wyraz twarzy, zanim wszyscy weszli do środka.

Chaz i Ryan chyba się przewrócą kiedy o tym usłyszą.

*

*Converse- chodziło o markę butów, jakby ktoś nie wiedział.:)

Uhuhu już w drugim rozdziale się dzieje. ;D Mam nadzieję że się podoba. Jak by były jakieś błędy lub coś co chciałybyście wiedzieć śmiało pisać. ;* 
Aha i chciałam podziękować za komentarze w poprzednim rozdziale. To miłe że ktoś docenia moją pracę-"tłumacza".haha. 
Do Następnego! ;*

sobota, 25 maja 2013

Dead & Fictional

 Justin

-Romeo i Julia mieli trzy lata różnicy wieku, kiedy się w sobie zakochali. Oczywiście ojciec Julii tego nie akceptował. Ale co wy o tym sądzicie?- Zapytał Pan Bruce siedząc na skraju biurka i rozglądając się wokół klasy.
Oczywiście ręka Tiffany Briggs wystrzeliła do góry. Mała wie wszystko.
-Myślę, że jej ojciec miał całkowitą rację. To znaczy, jak ty byś się zakochał w kimś o trzy lata młodszym od siebie? Myślę, że Romeo był pedofilem.- Przewróciła oczami.
-Pedofilem? Wiek nie ma znaczenia!- Emma stwierdziła.
-Więc uważasz że to okej kiedy stary facet zakochuje się w młodej dziewczynie, tak?- Tiffany spierała się z nią, krzyżując ramiona.
Nadchodzi walka suk.
-Nie, ale to były tylko trzy lata. Oczywiście było by dziwne jakby ona miała trzynaście, a on dwadzieścia pięć. Ale nie miał. Miał szesnaście. Trzy lata są całkowicie w porządku i uważam, że osądy ojca Julii były zbyt ostre.- Emma stwierdziła.
-Klaso podnieś rękę jeżeli uważasz że trzy lata różnicy są w porządku- Pan Bruce się uśmiechnął.
Prawie cała klasa, oprócz mnie i Tiffany podniosła rękę.
-Teraz podnieś rękę jeżeli uważasz że to niedorzeczne- Zaśmiał się i tylko Tiffany podniosła rękę do góry.
-Justin nie widziałem żebyś podnosił rękę- Powiedział, sprawiając że wszystkie oczy skupiły się na mnie.
-Co myślisz o tej sytuacji? Julia była za młoda dla Romeo?- Zapytał.
-Szczerze mówiąc, to oboje są martwi i fikcyjni więc w ogóle mnie to nie obchodzi.- Wzruszyłem ramionami powodując kilka chichotów i parsknięć, podczas gdy Pan Bruce wywrócił oczami jak zadzwonił dzwonek.
-W porządku klaso. Chciałbym aby każdy zastanowił się nad tym tematem. Myślę o debacie na następnej lekcji. Justin chcę żebyś poczekał.- Nakazał.
Jęknąłem i z powrotem opadłem na moje krzesło. Chaz puścił mi oczko, zanim wyszedł z Mitch u boku. Westchnąłem i spojrzałem przed siebie na Pana Bruce, który zamknął drzwi, a następnie podszedł do mojej ławki.
-Wszystko z Tobą w porządku Justin? Wydajesz się dziwny ostatnio- Stwierdził.
-Jest dobrze. Ten temat po prostu mnie nie interesuje. Mogę już iść?- Zapytałem go.
Westchnął i oparł się o ławkę przede mną dla równowagi.
-Justin to nie jest dobrze. Nie możesz po prostu przejść przez liceum, nie ucząc się niczego tylko dlatego że nie jesteś tym zainteresowany. Większość dzieciaków uważa Romeo i Julie za fajny temat. Jest o miłości pomiędzy dziećmi w okolicach twojego wieku.- powiedział- Niektóre dzieciaki rzeczywiście mogą się powiązać z tą historią. Różnice wiekowe, zakazana miłość, rzeczy takie jak to.- Dodał.
-No cóż,  ja nie.- Powiedziałem.
Dobrze, pieprzyłem laski młodsze ode mnie. Ale najmłodsza do jakiej doszedłem była dwa lata młodsza, około szesnastu lat lub jakoś tak. Myślę że to właśnie jest wyznaczona granica.
-Mogę już iść?- Zapytałem ponownie.
-Wiesz że będziesz żałował decyzji, które robisz teraz, w przyszłości Justin.- Stwierdził.- Jeśli nie będziesz sobie radził w szkole, możesz nie dostać się na dobry College, nie zdobędziesz dobrej pracy i nie będziesz w stanie zapewnić czegokolwiek swojej rodzinie. Twoja żona rzuci twój żałosny tyłek i zabierze dzieci ze sobą.- Uskarżał się.
Podniosłem brew na niego.
-Nie to że to się przytrafiło mnie lub coś.- Wzruszył niezręcznie- Co chcę powiedzieć to, to abyś dał szkole szansę, okej?- Zapytał.
-Jasne- Skinąłem głową, wstając.- Do później Panie B.- Pomachałem, po czym zatrzasnąłem za sobą drzwi i ruszyłem do mojej szafki.
Kim do cholery on myśli że jest? Mówi mi czego będę żałował jak będę starszy. Jestem najprawdopodobniej mądrzejszy od wszystkich dzieciaków w szkole razem wziętych. Po prostu nie robię sobie kłopotu z pokazywaniem tego. Byłbym uważany za kujona, a moja reputacja jest dla mnie wszystkim.
Rozejrzałem się po korytarzu i spostrzegłem że jest pusty. Wszyscy ścigają się do stołówki w poniedziałki. Poniedziałek znaczy Dzień Pizzy.
-A niech to!- Usłyszałem szept kobiecego głosu.
Odwróciłem głowę i spostrzegłem dziewczynę kilka szafek dalej od mojej, zmagającą się ze swoją szafką. Dostała zepsutą szafkę Glenna Housena. Głupi woźny naszej szkoły nie zadaje sobie trudu aby naprawić to gówno. Zamknąłem moją szafkę i podszedłem do niej. Uderzyłem w nią dwa razy, ściągnąłem zatrzask i otworzyłem. Jej oczy zerknęły na mnie.
-Dzięki- Wymamrotała cicho.
Skinąłem tylko głową i udałem się na stołówkę. Obejrzałem się za siebie i zauważyłem ją mocującą się z książkami wewnątrz szafki.
Wszedłem do stołówki i udałem się do „popularnego” stolika jak ujął to Chaz. Zostałem zwerbowany tutaj kiedy zostałem kapitanem drużyny koszykówki.
-JOŁ JB. Czego Bruce chciał od Ciebie?- Chaz zapytał, jego ramię wiszące wokół jego dziewczyny Taylor.
Są ze sobą od ósmej klasy. Nie wiem jak on może mieć tylko jedną dziewczynę. Tak samo z Ryanem. Jest singlem, ale woli związki bardziej niż pieprzenie wokoło. Ja? Pieprze każdą dziewczynę, która jest gorąca. Chyba że jestem pijany, wtedy pieprze każdą jeśli jestem wystarczająco napalony.
-Mówił jakieś głupoty.- Przewróciłem oczami.
Wzruszył ramionami i wrócił do blokowania swoich ust z ustami Taylor. Przewróciłem oczami na niego na co Ryan się roześmiał.
-Koleś może powinieneś sobie znaleźć dziewczynę?- Zaproponował.
-Niee, jest dobrze. A ty dlaczego nie?- Uśmiechnąłem się z powrotem do niego.
Przewrócił oczami i wystawił środkowy palec. Zaśmiałem się i zacząłem jeść z talerza.
-A kto to jest?- Powiedział Ryan. Jego oczy przeszły z jednej strony stołówki do drugiej, za mną.
Odwróciłem się do tyłu i podążyłem za jego wzrokiem. Patrzył na dziewczynę, której pomagałem wcześniej z szafką. Od kiedy to typem Ryana są… młodsze?
-Jakiś dzieciak, któremu pomogłem wcześniej. Koleś, ona jest jak dziesięciolatka.- Roześmiałem się.
Ryan przewrócił oczami.
-Nie chce jej poznać w ten sposób. To znaczy, zobacz jej koszulkę.- zachichotał.
Odwróciłem się za siebie raz jeszcze, aby zobaczyć że na jej koszulce widniał napis Południowy Stratford HS. Oh, kurwa nie.
-Fuuj- Charlotte skrzywiła twarz.
-On pochodzi z Południowego Stratfordu? Obrzydlistwo.- Przewróciła oczami wraz z Rebeccą.
Południowy Stratford, nasza wroga drużyna koszykówki. Banda snobistycznych, bogatych dzieciaków, które myślą że są świetni w koszykówkę, ponieważ mogą sobie pozwolić na wszystko na co ich bogata, popieprzona dusza zapragnie.
-Ona nie może nosić tej koszulki tutaj. Ona zostanie zabita! Biedny dzieciak.- Taylor rozszerzyła oczy, czując żal dla niej.
-Nie współczuj jej! Ona jest wrogiem.- Stwierdziłem, kiedy przeszła.
Jej brwi się zmarszczyły kiedy zauważyła nas wszystkich patrzących na nią. Nie przejęła się tym i poszła zająć wolny stolik.
-Och dajcie spokój. Biedny dzieciak siedzi sam. Zaprośmy ją tutaj!- Taylor zasugerowała.
-Nie!- Wszyscy krzyknęliśmy w tym samym momencie, przez co się skrzywiła.
-Pewnie jest jakimś szpiegiem lub innym gównem.- Ryan wzruszył ramionami.
-Żartujesz sobie? Myślisz że naprawdę by się trudzili, aby wysłać szpiega, żeby zobaczyć jak dobrze nam idzie w koszykówkę? Chłopaki, to głupota!- Taylor broniła dziewczyny.
Była ona co najmniej w dziewiątej lub dziesiątej klasie. Wyglądała na około piętnaście lub szesnaście lat. Wciąż- to kibic Południa.
-Jeśli nikt nie jest na tyle miły aby się z nią zaprzyjaźnić, to ja to zrobię.- Stwierdziła wstając.
-Zwariowałaś?- Chaz wykrzyknął.
-Chaz Graham Sommers nie wkurzaj mnie- Spojrzała na niego, zanim odeszła do stolika dziewczyny.
-Chaz, twoja dziewczyna jest opóźniona- Rebecca stwierdziła.
-Zgadzam się- Charlotte przytaknęła.

Przewróciłem oczami na ich zachowanie. Dlaczego? Bo same są snobistycznymi sukami. Ale one nienawidzą Południowego Stratfordu tak samo mocno jak Ryan, Chaz i ja. Drużyna cheerleaderek jest tam równie snobistyczna i chamska. Jedyną różnicą jest to że oni wygrywają turnieje z cheerleadingu co roku, nie my. To samo z koszykówką. Oni zawsze wygrywają. Ale w tym roku będzie inaczej. Mogę to zapewnić.


***

Jak się podoba? Mam nadzieję że nie jest najgorzej. Jeżeli ktoś zauważa jakieś błędy to śmiało można pisać. ;)

Prolog



*

„ Moi rodzice mówili, że nie powinna spędzać czasu z osiemnastoletnim chłopakiem”
„Moi znajomi mówili, że nie powinienem się kręcić wokół piętnastoletniej laski, ale czy posłuchałem?”

On pije, pali i imprezuję jakby nie było jutra.

Ona jest dobrą córką kapłana w lokalnym kościele.

Wiesz co mówią o tym, że przeciwieństwa się przyciągają…

Mama zawsze mi mówiła, Tata zawsze mnie ostrzegał
Abym nie zadawała się z chłopakami takimi jak ty.

<3

Gdybym ich posłuchała, nie byłabym teraz w takim położeniu z Tobą.

*


Witajcie moi drodzy! ;* Więc tak oto zaczynam tłumaczenie wspaniałego (moim zdaniem) opowiadania, pisanego przez genialną ImperfectMe. :) Mam nadzieję że i wam przypadnie do gustu.
Zaznaczam iż nie jest to moje opowiadanie, gdyż ja je TYLKO tłumacze (oczywiście za zgodą autorki). Zapraszam jednak na oryginalną wersję, która znajduję się z linkach po prawej stronie.

Pozdrawiam! ;*