wtorek, 28 maja 2013

Honestly

Eden

Z jakiegoś powodu, dziewczyna która została przydzielona do oprowadzania mnie, całkowicie mnie wystawiła, mówiąc że nie może być zemną widywana bez jakiegokolwiek powodu. Co ja zrobiłam? To dlatego że jestem nową dziewczyną? Albo może dlatego że jestem zbyt brzydka, aby być obok niej?
-Hej!- Dziewczyna z ciemnymi, blond włosami przywitała mnie, zanim wślizgnęła się na miejsce na wprost mnie.
Zauważyłam że jest ze stolika, który patrzał na mnie jak przechodziłam wcześniej. Dlatego też ogromnie mnie to zmyliło.
-Mam na imię Taylor, jestem seniorem- Uprzejmie wyciągnęła do mnie rękę.
-Eden- Odpowiedziałam potrząsając jej rękę, niepewna tego czy był to jakiś rodzaj żartu.
-Eden? To takie piękne imię!- Wyszczerzyła się do mnie. Wyglądała na naprawdę miłą osobę. Czy tylko ona jedna?- Czy ma ono jakieś specjalne znaczenie?- Zapytała.
-Zostałam nazwana po Ogrodzie Eden- Stwierdziłam- No wiesz? Adam i Ewa?- Zapytałam.
-Oh!- Wyszczerzyła się, strzelając palcami- To całkowicie urocze- Ona uśmiechnęła się- Podoba mi się twoja, um, koszulka. Jesteś z Południowego Stratford?- Zapytała mnie.
-Oh, nie. To koszulka mojego starszego brata. Ostatnio przeniosłam się z nim i moim tatą.- Stwierdziłam. Taylor uśmiechnęła się jeszcze szerzej.- Pochodzę z Winnipeg.- Powiedziałam.
Może to dlatego ludzie boją się być widywani ze mną? Mój brat wspomniał coś o jakieś wojnie pomiędzy dwoma szkołami.
-To dlatego ludzie już na starcie mnie nie lubią?- Zapytałam.
-Będę z Tobą szczera i powiem że tak- Ona zaśmiała się.- Tu jest ta głupia rzecz ze śmiertelnymi wrogami między szkołami. Oni zawsze zwyciężają wydarzenia takie jak koszykówka, cheerleading, to powoduje że każdy jest taki drażliwy- Stwierdziła.
-Nie zostałam przyjęta- Powiedziałam- Trzeba być niezwykle mądrym żeby się dostać. Jak mój brat i siostra.- Dodałam.
-Oh, Jestem pewna że jesteś bardzo mądra!- Ona uśmiechnęła się do mnie.- Chcesz usiąść z nami? Jest miejsce dla jednej osoby- Stwierdziła z uprzejmym uśmiechem.
Spojrzałam za nią i zobaczyłam jak wszyscy jej znajomi patrzą na mnie… z obrzydzeniem.
-Em, Nie sądzę że twoi znajomi za bardzo mnie lubią- Powiedziałam.
Taylor odwróciła się do tyłu i jej znajomi natychmiastowo się odwrócili, udając jakby nic się nie stało.
-Ale dziękuję za ofertę, to naprawdę miłe z Twojej strony- Stwierdziłam wstając, następnie udałam się do najbliższego kosza, aby wyrzucić moją tacę.

~

Justin


Wszyscy obserwowaliśmy uważnie jak młodsza dziewczyna wstała i wyszła ze stołówki, uprzednio wyrzucając swoją tacę do kosza. Taylor odchrząknęła, wstała i wróciła z powrotem do naszego stolika.
-Ludzie wystraszyliście ją!- Taylor mruknęła, siadając obok Chaza.- Nikt jej nie lubi i to wszystko przez tą głupią rzecz z rywalizacją. I zgadnijcie co! Ona nigdy nawet nie chodziła do tej cholernej szkoły. Koszulka jest jej brata- Spojrzała na nas wszystkich.
Ryan wzruszył ramionami i kontynuował jedzenie swojego pokarmu.
-Jest spokrewniona z jednym z nich. Wciąż źle.- Chaz stwierdził.
-Ona nie została przyjęta do tej szkoły- Taylor westchnęła, coraz bardziej wzburzona zachowaniem wszystkich przy stole.
-Ha. Więc, złożyła podanie? Nieważne. Jest Południem. Jeśli nikt nie będzie z nią rozmawiał to może wróci tam skąd przyszła.- Nolan uśmiechnął się złośliwie.
Musiałem przyznać. To byłoby trochę okrutne. Ona była jeszcze dzieckiem.
-Ona jest jeszcze dzieckiem!- Taylor krzyknęła, łapiąc uwagę całego stolika.
-Wciąż mówisz o tym małym bachorze z Południowego Stratfordu?- Charlotte zapytała, przewracając oczami.
Ja po prostu milczałem.
-No ludzie, jesteście okropni. Myślicie że to właściwe, aby traktować tak człowieka? Młodą dziewczynę?- Taylor zapytała, rozglądając się po całym stoliku, który wydał się nie zgadzać z nią.
-To sposób w jaki traktuję się Południe- Ryan parsknął śmiechem, powodując że cały stolik się roześmiał.
-No dalej! To jest znęcanie się, ludzie. Chaz?- Zapytała się jej chłopaka.
Chaz westchnął. Spojrzał na Ryana, który się uśmiechnął, potem na mnie. Ja po prostu odwróciłem wzrok a następnie spojrzałem w dół na swoje stopy.
-Kochanie, wiesz jak źle by to wyglądało jeżeli pozwolilibyśmy Południowi spędzać czas z nami?- Chaz stwierdził.
Taylor była wkurzona. Można było niemal zobaczyć parę wychodzącą z jej uszu. Ona prychnęła, wstała i odeszła nie mówiąc słowa. Nie podobało mi się to, ale miała rację.

~

-Bieber, spóźniłeś się. Gdzie byłeś?- Pan Howard warknął, jak wszedłem spóźniony do klasy matematycznej.
-Łazienka- Wzruszyłem ramionami, siadając.
-Pozwalałem ssać swojego kutasa- Chaz dodał, wysyłając mi uśmieszek. Wywróciłem oczami i pokazałem mu środkowy palec. Ok, nie robiłem żadnych nieprzyzwoitych rzeczy, to była po prostu sesja gorących pocałunków. Pozwolić sobie obciągnąć w męskiej toalecie? Kurwa, nie.
-Koleś patrz kto ma zaawansowaną matmę.- Nolan uśmiechnął się, szturchając mnie.
Spojrzałem przed siebie i zauważyłem laskę z Południa, siedzącą przed nami. On uśmiechnął się złośliwie i zaczął zgniatać kawałek papieru. Westchnąłem i z powrotem zatonąłem w moim krześle. Wierz mi, nikt nie lubi znęcać się nad kujonami bardziej niż ja. Ale z jakiegoś powodu, żal mi było tej jednej. Ona nie ma żadnych przyjaciół, w ogóle. Zilch. Zero. Nil.
-Hej, południe.- Nolan roześmiał się i zaczął szturchać jej krzesło stopą.
Ona nie odwróciła się, siedziała w bezruchu. Mądry ruch. Nolan postanowił rzucić papier w jej głowę, tak czy siak. Odwróciła się i spojrzała na niego. To był rodzaj strasznego spojrzenia. Ale Nolan nie był wzruszony.
-Cholera, to wszystkie z Południa są takie brzydkie czy tylko ty?- Chaz uśmiechnął się złośliwie do niej.
Na szczęście Taylor nie była w tej klasie. Bo jeżeli by była to Chaz straciłby dziewczynę za to zdanie.
Ona wzięła oddech, po czym go wypuściła, a następnie odwróciła się z powrotem. Była słodka, przyznaję. Choć wciąż ma piętnaście lat. Nie jest ani gorąca, ani seksowna. Tylko słodka. Ładne oczy, ale nie widziałem jej uśmiechu jeszcze, więc nie wiem nic o nim.
-Południe- Nolan zaśpiewał, wciąż kopiąc jej krzesło.
Spojrzałem w górę i zauważyłem że Pan Howard nuci podczas pisania równań matematycznych na tablicy, nie mając pojęcia co się dzieje.
-Zostaw mnie w spokoju!- Ona wyszeptała/krzyknęła na Nolana jak się odwróciła.
On korzystając z okazji rzucił inną piłką papieru w nią, trafiając jej ramię. Na szczęście facet nie był w drużynie koszykówki. Ma strasznego cela. Ona spojrzała w dół na papier i zaśmiała się.
-Musisz popracować nad rzucaniem- Stwierdziła, zanim się odwróciła.
-Wymądrzała suka- Nolan przeklną, opadając z powrotem w swoim krześle.
Westchnąłem i potrząsnąłem głową. I to są głupcy, których nazywam moimi najlepszymi przyjaciółmi.

~

-Biebs, potrzebujesz podwózki do domu?- Chaz krzyknął ze swojego czarnego Forda.
Skrzywiłem się wiedząc, że nie było w ogóle miejsca. W środku był Ryan, Nolan, Taylor i Mitch. To pięć, czyli maksymalna liczba miejsc w jego aucie.
-Możemy Cię wcisnąć do środka, jeżeli chcesz chłopie!- Zawołał.
-Nie, jest dobrze. Chce iść pieszo!- Odkrzyknąłem z powrotem, następnie wysyłając znak pokoju.
On wzruszył ramionami i odjechał. Nie zanim zboczył autem w stronę dziewczyny z Południa, przez co upuściła książki z przerażenia. Chaz może być idiotą, ale nigdy by nie uderzył dziewczyny samochodem. Po prostu ją przestraszył. Jestem pewien że ma przesrane za to od Taylor.
Jego samochód wyjechał na drogę, zostawiając mnie i Południe jako jedynych na parkingu.
-A niech to.- Ona westchnęła, podnosząc kartkę papieru, która wpadła do kałuży. Zgniotła ją i wrzuciła do kosza. Kim ona jest? Środowiskowym-świrem? Patrzyłem jak wiatr zwiał kilka kartek w moją stronę. Wydawało się że nie zauważyła że mam jej kartki, ponieważ umieściła pozostałe w jej plecaku i ruszyła do domu.
-Hej Południe!- Zawołałem ją. Zatrzymała się w pół kroku, następnie powoli odwróciła się, wyglądając na zupełnie zirytowaną.
-Nie nazywam się Południe.- Stwierdziła, patrząc na mnie ze złością.
-No cóż, jak inaczej miałem Cię zawołać kiedy zapomniałaś swoich papierów?- Zapytałem, podając jej kartki.
Spojrzałem na nie przelotnie. Poprawa pytań na jej lekcje matmy? Czy ona jest poważna?
-A tak w ogóle to dlaczego chcesz być taka dobra w matematyce?- Zapytałem.
-Chcę być przyjęta do Południowego Stratfordu.- Stwierdziła.- Tutaj jestem najwyraźniej nie mile widziana.- Powiedziała, wyglądając na zdenerwowaną.
-Dlaczego nie zostałaś przyjęta wcześniej?- Zapytałem.
-Dlaczego chcesz wiedzieć?- Ona zakwestionowała.
Szczerze mówiąc to sam nie wiem.
-Próbujesz znaleźć inną rzecz, aby można się było nade mną poznęcać, hm?- Wyglądała na wkurzoną.
-Rany, nie skręcaj swoich majtek. Tylko pytam.- Przewróciłem oczami.- Chcesz te jebane papiery, czy powinienem wyrzucić je do kosza?- Zapytałem ją.
Ona wzięła je ode mnie i włożyła do torby.
-Nie powinieneś przeklinać.- Powiedziała cicho.
Zmarszczyłem brwi i dałem jej minę w stylu „wtf”. Piętnastolatka, która nigdy wcześniej nie przeklinała? Zacząłem się śmiać, dosłownie.
-Co jest takie śmieszne?- Zapytała.
-Ty poważnie nigdy nawet nie przeklinałaś ani nic? Cholera, ty naprawdę jesteś świętoszkiem, prawda?- Zaśmiałem się.
-Nie jestem!- Wyszydziła.- To nie… To nie przynależy damą.- Stwierdziła.
Wzruszyłem ramionami. Ona brzmiała jak córka, którą moja matka zawsze chciała. Albo dziewczyna, z którą moja mama zawsze chciała, abym się ożenił. Taak, pieprzona racja.
-To nie są Converse*- Spojrzałem w dół na jej buty.
Ona tylko popatrzyła w górę na mnie, zanim rozpoczęła swoją drogę do domu. Uśmiechnąłem się do siebie i również zacząłem iść.
Ona odwróciła się i zobaczyła mnie za sobą. Udawała że wcale jej to nie przeszkadza, ale można było zauważyć że jest zirytowana. Skręciła w lewo, tak jak ja. Następnie skręciła w prawo, tak jak ja.
-Dlaczego mnie śledzisz?- Krzyknęła na mnie.
-Nie śledzę Cię!- Roześmiałem się.
-Ach, tak? Więc jak to się nazywa, gdy ktoś siedzi Ci na ogonie i skręca za każdym razem kiedy ty to zrobisz?- Wpatrywała się we mnie.
-Nie wiem, może to fakt że mieszkamy na tej samej ulicy?- Zaśmiałem się do niej, zatrzymując się na przeciwko mojego domu.
Ona zmarszczyła brwi i spojrzała na mój dom. Dzieliłem go z mamą i z dziadkami. To nie wiele, ale wciąż dom.
-Oh- Powiedziała bezgłośnie.- Mieszkasz tu?- Wskazała na mój dom.
Przytaknąłem głową.
-A ty gdzie mieszkasz?- Zapytałem jej.
Ona po prostu stała w miejscu i wskazała na dom obok mojego. Zmarszczyłem brwi.
-Nie, to dom kapłana.- Zaśmiałem się. Ona skinęła głową.- Mieszkasz z kapłanem?- Zapytałem. Skinęła głową. To dlatego jest taka stosowna.
-On jest moim ojcem. Moja matka i ja mieszkałyśmy w Winnipeg przez kilka lat, opiekując się moją babcią- Powiedziała- Mieszkam tu.- Wskazała na dom. Wtedy uświadomiłem sobie.
-Czekaj, jesteś młodszą siostrą Adama Perry?- Spojrzałem na nią w szoku.
-Eden!- Znajomy, irytujący głos Adama Perry zawołał jak drzwi wejściowe domu obok się otworzyły. Więc to jej imię. Eden. Chwila, jej brat nazywa się Adam, jej siostra Ewa i ona ma na imię Eden? Kurwa mać.
-Po co rozmawiasz z Bieberem?- Zapytał, krocząc do Eden.
To jest niewiarygodne.
-Oh, po prostu stajemy się bardzo dobrymi przyjaciółmi z Twoją młodszą siostrą, Adam.- Uśmiechnąłem się złośliwie do niego, wiedząc że go to na pewno zirytuje.
-Wejdź do środka.- Adam mruknął do Eden, kładąc rękę na jej ramieniu.
-Ale ja..- Eden zaczęła, ale widziałem że ręka Adama na jej ramieniu się zacieśnia.
Ona westchnęła i posłała mi spojrzenie mówiące „sorry”, a następnie weszła do środka.
-Trzymaj się z daleka od mojej młodszej siostry, słyszysz mnie? To już wystarczająco złe że musi chodzić do twojej żałosnej szkoły.- Splunął na mnie- Ona jest zbyt dobra dla Ciebie- Uśmiechnął się.
Jakbym w ogóle myślał o randkowaniu z nią.
-Wiesz co Perry? Ona jest całkiem słodka.- Uśmiechnąłem się podchodząc bliżej niego.-Zastanawiam się jak dobra jest w łóżku, eh?- Mrugnąłem.
On rzucił się na mnie, ale zatrzymał się kiedy jego ojciec wrzasnął jego imię. Westchnął i cofnął się.
-Adam! Co tu się dzieje?- Kapłan Perry wyszedł z domu.
-Nic tato.- Adam stwierdził.-Tylko mówię Justinowi, że Eden nie może randkować do ukończenia osiemnastu lat. Prawda, tato?- Zapytał, odwracając się do swojego ojca, który skinął głową.
Jakbym był tym, który kiedykolwiek przestrzegał reguł. Nie to że chcę się umawiać z Eden. Ona jest słodka, ale ja jestem typem chłopaka „przeleć i rzuć”. Może mógłbym wypróbować to na niej? To by zdecydowanie wkurzyło ich wszystkich.
-Wracaj do środka chłopcze. Musisz poduczyć Eden, żeby mogła się wydostać z tej paskudnej szkoły.- Kapłan strzelił mi zdegustowany wygląd.
Jak na kapłana nie był za bardzo święty. Adam posłał Justin jeszcze jeden obrzydliwy wyraz twarzy, zanim wszyscy weszli do środka.

Chaz i Ryan chyba się przewrócą kiedy o tym usłyszą.

*

*Converse- chodziło o markę butów, jakby ktoś nie wiedział.:)

Uhuhu już w drugim rozdziale się dzieje. ;D Mam nadzieję że się podoba. Jak by były jakieś błędy lub coś co chciałybyście wiedzieć śmiało pisać. ;* 
Aha i chciałam podziękować za komentarze w poprzednim rozdziale. To miłe że ktoś docenia moją pracę-"tłumacza".haha. 
Do Następnego! ;*

sobota, 25 maja 2013

Dead & Fictional

 Justin

-Romeo i Julia mieli trzy lata różnicy wieku, kiedy się w sobie zakochali. Oczywiście ojciec Julii tego nie akceptował. Ale co wy o tym sądzicie?- Zapytał Pan Bruce siedząc na skraju biurka i rozglądając się wokół klasy.
Oczywiście ręka Tiffany Briggs wystrzeliła do góry. Mała wie wszystko.
-Myślę, że jej ojciec miał całkowitą rację. To znaczy, jak ty byś się zakochał w kimś o trzy lata młodszym od siebie? Myślę, że Romeo był pedofilem.- Przewróciła oczami.
-Pedofilem? Wiek nie ma znaczenia!- Emma stwierdziła.
-Więc uważasz że to okej kiedy stary facet zakochuje się w młodej dziewczynie, tak?- Tiffany spierała się z nią, krzyżując ramiona.
Nadchodzi walka suk.
-Nie, ale to były tylko trzy lata. Oczywiście było by dziwne jakby ona miała trzynaście, a on dwadzieścia pięć. Ale nie miał. Miał szesnaście. Trzy lata są całkowicie w porządku i uważam, że osądy ojca Julii były zbyt ostre.- Emma stwierdziła.
-Klaso podnieś rękę jeżeli uważasz że trzy lata różnicy są w porządku- Pan Bruce się uśmiechnął.
Prawie cała klasa, oprócz mnie i Tiffany podniosła rękę.
-Teraz podnieś rękę jeżeli uważasz że to niedorzeczne- Zaśmiał się i tylko Tiffany podniosła rękę do góry.
-Justin nie widziałem żebyś podnosił rękę- Powiedział, sprawiając że wszystkie oczy skupiły się na mnie.
-Co myślisz o tej sytuacji? Julia była za młoda dla Romeo?- Zapytał.
-Szczerze mówiąc, to oboje są martwi i fikcyjni więc w ogóle mnie to nie obchodzi.- Wzruszyłem ramionami powodując kilka chichotów i parsknięć, podczas gdy Pan Bruce wywrócił oczami jak zadzwonił dzwonek.
-W porządku klaso. Chciałbym aby każdy zastanowił się nad tym tematem. Myślę o debacie na następnej lekcji. Justin chcę żebyś poczekał.- Nakazał.
Jęknąłem i z powrotem opadłem na moje krzesło. Chaz puścił mi oczko, zanim wyszedł z Mitch u boku. Westchnąłem i spojrzałem przed siebie na Pana Bruce, który zamknął drzwi, a następnie podszedł do mojej ławki.
-Wszystko z Tobą w porządku Justin? Wydajesz się dziwny ostatnio- Stwierdził.
-Jest dobrze. Ten temat po prostu mnie nie interesuje. Mogę już iść?- Zapytałem go.
Westchnął i oparł się o ławkę przede mną dla równowagi.
-Justin to nie jest dobrze. Nie możesz po prostu przejść przez liceum, nie ucząc się niczego tylko dlatego że nie jesteś tym zainteresowany. Większość dzieciaków uważa Romeo i Julie za fajny temat. Jest o miłości pomiędzy dziećmi w okolicach twojego wieku.- powiedział- Niektóre dzieciaki rzeczywiście mogą się powiązać z tą historią. Różnice wiekowe, zakazana miłość, rzeczy takie jak to.- Dodał.
-No cóż,  ja nie.- Powiedziałem.
Dobrze, pieprzyłem laski młodsze ode mnie. Ale najmłodsza do jakiej doszedłem była dwa lata młodsza, około szesnastu lat lub jakoś tak. Myślę że to właśnie jest wyznaczona granica.
-Mogę już iść?- Zapytałem ponownie.
-Wiesz że będziesz żałował decyzji, które robisz teraz, w przyszłości Justin.- Stwierdził.- Jeśli nie będziesz sobie radził w szkole, możesz nie dostać się na dobry College, nie zdobędziesz dobrej pracy i nie będziesz w stanie zapewnić czegokolwiek swojej rodzinie. Twoja żona rzuci twój żałosny tyłek i zabierze dzieci ze sobą.- Uskarżał się.
Podniosłem brew na niego.
-Nie to że to się przytrafiło mnie lub coś.- Wzruszył niezręcznie- Co chcę powiedzieć to, to abyś dał szkole szansę, okej?- Zapytał.
-Jasne- Skinąłem głową, wstając.- Do później Panie B.- Pomachałem, po czym zatrzasnąłem za sobą drzwi i ruszyłem do mojej szafki.
Kim do cholery on myśli że jest? Mówi mi czego będę żałował jak będę starszy. Jestem najprawdopodobniej mądrzejszy od wszystkich dzieciaków w szkole razem wziętych. Po prostu nie robię sobie kłopotu z pokazywaniem tego. Byłbym uważany za kujona, a moja reputacja jest dla mnie wszystkim.
Rozejrzałem się po korytarzu i spostrzegłem że jest pusty. Wszyscy ścigają się do stołówki w poniedziałki. Poniedziałek znaczy Dzień Pizzy.
-A niech to!- Usłyszałem szept kobiecego głosu.
Odwróciłem głowę i spostrzegłem dziewczynę kilka szafek dalej od mojej, zmagającą się ze swoją szafką. Dostała zepsutą szafkę Glenna Housena. Głupi woźny naszej szkoły nie zadaje sobie trudu aby naprawić to gówno. Zamknąłem moją szafkę i podszedłem do niej. Uderzyłem w nią dwa razy, ściągnąłem zatrzask i otworzyłem. Jej oczy zerknęły na mnie.
-Dzięki- Wymamrotała cicho.
Skinąłem tylko głową i udałem się na stołówkę. Obejrzałem się za siebie i zauważyłem ją mocującą się z książkami wewnątrz szafki.
Wszedłem do stołówki i udałem się do „popularnego” stolika jak ujął to Chaz. Zostałem zwerbowany tutaj kiedy zostałem kapitanem drużyny koszykówki.
-JOŁ JB. Czego Bruce chciał od Ciebie?- Chaz zapytał, jego ramię wiszące wokół jego dziewczyny Taylor.
Są ze sobą od ósmej klasy. Nie wiem jak on może mieć tylko jedną dziewczynę. Tak samo z Ryanem. Jest singlem, ale woli związki bardziej niż pieprzenie wokoło. Ja? Pieprze każdą dziewczynę, która jest gorąca. Chyba że jestem pijany, wtedy pieprze każdą jeśli jestem wystarczająco napalony.
-Mówił jakieś głupoty.- Przewróciłem oczami.
Wzruszył ramionami i wrócił do blokowania swoich ust z ustami Taylor. Przewróciłem oczami na niego na co Ryan się roześmiał.
-Koleś może powinieneś sobie znaleźć dziewczynę?- Zaproponował.
-Niee, jest dobrze. A ty dlaczego nie?- Uśmiechnąłem się z powrotem do niego.
Przewrócił oczami i wystawił środkowy palec. Zaśmiałem się i zacząłem jeść z talerza.
-A kto to jest?- Powiedział Ryan. Jego oczy przeszły z jednej strony stołówki do drugiej, za mną.
Odwróciłem się do tyłu i podążyłem za jego wzrokiem. Patrzył na dziewczynę, której pomagałem wcześniej z szafką. Od kiedy to typem Ryana są… młodsze?
-Jakiś dzieciak, któremu pomogłem wcześniej. Koleś, ona jest jak dziesięciolatka.- Roześmiałem się.
Ryan przewrócił oczami.
-Nie chce jej poznać w ten sposób. To znaczy, zobacz jej koszulkę.- zachichotał.
Odwróciłem się za siebie raz jeszcze, aby zobaczyć że na jej koszulce widniał napis Południowy Stratford HS. Oh, kurwa nie.
-Fuuj- Charlotte skrzywiła twarz.
-On pochodzi z Południowego Stratfordu? Obrzydlistwo.- Przewróciła oczami wraz z Rebeccą.
Południowy Stratford, nasza wroga drużyna koszykówki. Banda snobistycznych, bogatych dzieciaków, które myślą że są świetni w koszykówkę, ponieważ mogą sobie pozwolić na wszystko na co ich bogata, popieprzona dusza zapragnie.
-Ona nie może nosić tej koszulki tutaj. Ona zostanie zabita! Biedny dzieciak.- Taylor rozszerzyła oczy, czując żal dla niej.
-Nie współczuj jej! Ona jest wrogiem.- Stwierdziłem, kiedy przeszła.
Jej brwi się zmarszczyły kiedy zauważyła nas wszystkich patrzących na nią. Nie przejęła się tym i poszła zająć wolny stolik.
-Och dajcie spokój. Biedny dzieciak siedzi sam. Zaprośmy ją tutaj!- Taylor zasugerowała.
-Nie!- Wszyscy krzyknęliśmy w tym samym momencie, przez co się skrzywiła.
-Pewnie jest jakimś szpiegiem lub innym gównem.- Ryan wzruszył ramionami.
-Żartujesz sobie? Myślisz że naprawdę by się trudzili, aby wysłać szpiega, żeby zobaczyć jak dobrze nam idzie w koszykówkę? Chłopaki, to głupota!- Taylor broniła dziewczyny.
Była ona co najmniej w dziewiątej lub dziesiątej klasie. Wyglądała na około piętnaście lub szesnaście lat. Wciąż- to kibic Południa.
-Jeśli nikt nie jest na tyle miły aby się z nią zaprzyjaźnić, to ja to zrobię.- Stwierdziła wstając.
-Zwariowałaś?- Chaz wykrzyknął.
-Chaz Graham Sommers nie wkurzaj mnie- Spojrzała na niego, zanim odeszła do stolika dziewczyny.
-Chaz, twoja dziewczyna jest opóźniona- Rebecca stwierdziła.
-Zgadzam się- Charlotte przytaknęła.

Przewróciłem oczami na ich zachowanie. Dlaczego? Bo same są snobistycznymi sukami. Ale one nienawidzą Południowego Stratfordu tak samo mocno jak Ryan, Chaz i ja. Drużyna cheerleaderek jest tam równie snobistyczna i chamska. Jedyną różnicą jest to że oni wygrywają turnieje z cheerleadingu co roku, nie my. To samo z koszykówką. Oni zawsze wygrywają. Ale w tym roku będzie inaczej. Mogę to zapewnić.


***

Jak się podoba? Mam nadzieję że nie jest najgorzej. Jeżeli ktoś zauważa jakieś błędy to śmiało można pisać. ;)

Prolog



*

„ Moi rodzice mówili, że nie powinna spędzać czasu z osiemnastoletnim chłopakiem”
„Moi znajomi mówili, że nie powinienem się kręcić wokół piętnastoletniej laski, ale czy posłuchałem?”

On pije, pali i imprezuję jakby nie było jutra.

Ona jest dobrą córką kapłana w lokalnym kościele.

Wiesz co mówią o tym, że przeciwieństwa się przyciągają…

Mama zawsze mi mówiła, Tata zawsze mnie ostrzegał
Abym nie zadawała się z chłopakami takimi jak ty.

<3

Gdybym ich posłuchała, nie byłabym teraz w takim położeniu z Tobą.

*


Witajcie moi drodzy! ;* Więc tak oto zaczynam tłumaczenie wspaniałego (moim zdaniem) opowiadania, pisanego przez genialną ImperfectMe. :) Mam nadzieję że i wam przypadnie do gustu.
Zaznaczam iż nie jest to moje opowiadanie, gdyż ja je TYLKO tłumacze (oczywiście za zgodą autorki). Zapraszam jednak na oryginalną wersję, która znajduję się z linkach po prawej stronie.

Pozdrawiam! ;*